Wiem... Długo mnie nie było. A miałam plan, żeby na feriach świątecznych dawać notki codziennie. Cóż, wychodzi na to, że to odrobinę trudne. Mam za dużo obowiązków. Gimnazjum i dodatkowy angielski potrafią naprawdę zmęczyć... Dodatkowo wystawiają oceny na semestr i jest dużo do roboty. No i problem z objęciem komputera. W końcu laptop jest jeden, a w moim domu cztery osoby, które potrzebują go akurat w tym samym czasie! Teraz postaram się pisać częściej, chociaż niczego nie obiecuję. Ustanowiłam sobie dzienną normę ilości napisanego tekstu i myślę, że to trochę pomoże. Ale nadal pamiętajcie, że jestem gimnazjalistką! Mam nadmiar informacji z biologii ;-;.
Oświadczenie: Nie jestem właścicielem Young Justice, ani żadnych znaków należących do DC Comics!
Metropolis
14 lipca, 00:16 am.
Renegade leżał na brzuchu, na swojej macie. Naprawdę męczyła go konieczność spania w masce. Przesypiał może trzy godziny w nocy, potem zaczynały boleć go oczy. Białe soczewki sprawiały, że czasami wydawało mu się, że obraz faluje. Oczywiście nie mógł zdjąć maski, ponieważ wielki i poważny Deathstroke - jego pan, stwierdził, że to uszkodzi jego wspomnienia. Facet był ostatnio strasznie wkurzający. Nie, że mógł mu to powiedzieć, ale bardziej niż zwykle naciskał na treningi i całą resztę tej nowej rutyny, którą mu wymyślił kilka miesięcy temu. Tia... nowa rutyna.
00:17 am.
Nastolatek westchnął. Minuty wlokły się jak godziny. Jak cholerne, długie jak diabli godziny. Z przewracania się z boku na bok tylko bardziej bolało go całe ciało. Cóż, w większości książek, które dotąd czytał, taki bezsenny moment oznaczał, że główny bohater będzie się za chwilę zastanawiał nad sensem jego istnienia. O nie był żadną postacią z książki, ale musiał przyznać, że taka powieść byłaby niezła. Jęknął cicho. Nie mógł w najbliższym czasie spodziewać się czegoś lepszego niż maty do spania. Luthor wciąż był wciekły za ucieczkę Projektu Kr. Po prostu szalał, gdy przyszedł kilka dni wcześniej podczas treningu, szukając zabawki do wyżycia. No i pierwszą rzeczą, czy może lepiej powiedzieć osobą, jaka wpadła mu w ręce był Renegade, który nie miał prawa się mu w rzeczywistości postawić lub powiedzieć o nim złego słowa. Teraz już nie bolało, więc nie mógł nawet na to narzekać. W nocy ogólnie nie miał żadnych powodów do narzekania, a to od kilku lat było jego najciekawsze zajęcie. Nie mógł narzekać otwarcie, ale wyrażał swoje zdanie w głowie i to mu wystarczyło.
00:20 am.
W jego pokoju słychać było szeleszczenie maty pod nim i jego spokojne oddechy. Miał tam jedno okno, niewielkie, ale zawsze coś. Jedyne światło stanowiła w tej chwili świetlista łuna Metropolis. Niewielkim dodatkiem były jasne, zielone znaki zegarka elektronicznego, stojącego na podłodze obok. W końcu przestał się poruszać, zdając sobie sprawę, że to sprawia, że czuje się gorzej, niż gdyby leżał cały czas w tej samej pozycji. Poza jego oddechem, panowała teraz zupełna cisza. Więc to chyba normalne, że z trudem powstrzymał okrzyk, gdy nagle drzwi do jego pokoju trzasnęły niebezpiecznie i otworzyły się. Renegade natychmiast skoczył na równe nogi szykując się do walki. Na korytarzu było tak samo ciemno, jak w środku, lecz dzięki wpadającemu przez okno światłu, szybko rozpoznał Deathstroke'a w pełnym rynsztunku. Stanął wyprostowany.
- Renegade - rzucił pospiesznie. - Ubieraj się. Masz zadanie.
Chłopak bez słowa sięgnął po swój kostium. W ciągu kilku minut był już w prawie w pełnym stroju. Wyszedł na korytarz, zapinając pas na biodrach. Deathstroke ruszył bardzo szybkim krokiem w stronę sali szkoleniowej. Trzynastolatek ruszył za nim posłusznie. Co się w ogóle stało? Dlaczego Slade zrywa go o północy z łóżka? Szedł za mężczyzną przez niecałą minutę. Wszystkie korytarze były ciemne, ale obaj znali to piętro dość dobrze, by móc przemieszczać się po nim w nocy bez większego problemu. Brunet zauważył, że po raz kolejny nie słychać kroków żadnego z nich. On został tego nauczony już dawno temu, a jednak wciąż nie mógł się do tego przyzwyczaić. Zwłaszcza, że wolał wiedzieć, czy ktoś za nim idzie, czy nie.
- Masz zlecenie - zaczął niespodziewanie Deathstroke. Renegade aż się wzdrygnął, słysząc jego głęboki głos. - W Star City znajduje się ważny magazyn. Zarejestrowano tam czyjąś obecność. Masz pozbyć się intruzów - oznajmił, otwierając zamaszyście drzwi do sali treningowej.
Jego uczeń wszedł za nim do środka, odrobinę zdezorientowany. Przełknął ślinę.
- Wybacz mistrzu, ale to niemożliwe, żebym w tak krótkim czasie dostał się do Star City - oznajmił niepewnie.
Slade zatrzymał się i spojrzał na niego. Widział, jak nastolatek staje się opanować uczucie strachu. Uśmiechnął się delikatnie. Renegade zobaczył błysk w jego piwnym oku.
- Masz rację, przeniesienie się do Star City normalną drogą trwałoby zbyt długo - rzucił niewielki przedmiot w ręce swojego ucznia.
Brunet obejrzał go z zaciekawieniem. Była to mała, kwadratowa kostka, niewiele większa od tych, jakimi posługuje się podczas grania w gry planszowe. Miała kolor niebieski. Z jednego z jej boków wystawała cienka antenka, a w innym znajdowało się coś w rodzaju wizjera.
- To jest przenośna wersja tuby BOOM'u - wyjaśnił Deathstroke. - Prototyp - dodał jednak po chwili.
Renegade jęknął w duchu. Mógł się założyć, że każą mu to wypróbować. Korzystał z tub BOOM'u kilka razy, ale potrzebowały wiele energii, więc stosowano je tylko przy nagłych przypadkach. Było to coś w rodzaju teleportera. Jednak działała na zasadzie przenoszenia cząsteczek poprzez specjalne stacje. Jeśli takiej stacji nie było, cząsteczki nie miały sposobu by się przemieszczać i tuby BOOM'u wypluwały pechowego pasażera w dowolnym miejscu. Kiedyś, zamiast do Nowego Jorku, trafił do Central City. Przypadkowo wpadł na stojącego przy wylocie tub BOOM'u Kapitana Cold'a. To był pierwszy raz, kiedy spotkał się z Flashem. Miał wtedy może dziesięć lat.
Zacisnął przedmiot w dłoni. Był twardy. Nawet antenki nie można było złamać
- Zwyczajne tubu BOOM'u z niewiadomych przyczyn nie odbierają sygnałów ze Star City, dlatego wysyłam cię za pomocą prototypu. Faza testów miała rozpocząć się dopiero za dwa tygodnie. Jednak zważając na okoliczności, będziesz musiał to sam wypróbować - oznajmił Slade.
Po otrzymaniu szybkich instrukcji chłopak odsunął się trochę na bok, nie będąc pewien, czy jeśli będzie stał obok Deathstroke'a, jego mistrz też nie zostanie teleportowany.
- Port Star City, magazyn nr 72 - oznajmił.
Zacisnął powieki, pamiętając, że tuby BOOM'u zawsze strasznie rażą w oczy. Były po prostu zbyt jasne. Poczuł jak wokół skacze ciśnienie,a następnie coś ciągnie go w dół, jakby grawitacja zaczęła przyciągać dwa razy mocniej niż zwykle. To wszystko trwało nie więcej niż sekundę. Chłopak otworzył oczy, czując, że powoli wszystko wraca do normy. Rozejrzał się. Stał na ustawionych jedna na drugiej drewnianych skrzyniach. Był dość wysoko, by zobaczyć wszystko dookoła. Niebo czarne, kilka gwiazd, księżyc świeci, świeże powietrze... Można by zapytać "czego chcieć więcej?", ale to akurat wiadomo. Przydałby się dzień wolny od pracy. Sobota, albo niedziela bez treningów i zleceń i może jeszcze jakaś poduszka w zestawie z jego matą do spania.
Powstrzymał ziewnięcie. Genialnie, po prostu wspaniale! Nie mógł spać, kiedy miał okazję, a skoro jest teraz na misji i powinien być czujny przez cały czas, zaczyna być śpiący. Przyjrzał się uważniej otoczeniu. Stał na skrzyniach, obok jakiegoś magazynu. Przyłożył dłoń do prawego ucha w którym miał słuchawkę.
- Mistrzu, to działa. Jestem na miejscu - oznajmił cicho.
- Dobrze wiedzieć, że wciąż żyjesz uczniu - otrzymał szybką odpowiedź. - Teraz zajmij się zadaniem.
Deathstroke się rozłączył. Brunet spojrzał na najbliższy magazyn. Budynek był oznaczony numerem 72, ale chłopak nie musiał nawet wchodzić do środka. Na zewnątrz już rozgrywała się akcja i wyglądało na to, że nikt się w tym momencie nie interesuje ładunkiem. Renegade widział, jak trójka pomocników walczy z jakimś niewielkim gangiem. Widział mężczyznę, najwyraźniej szefa, który "usiłował" walczyć ze Speedy'm. W rzeczywistości obrywał tylko strzałami. Nie znał gościa. Nie miał czasu ani chęci na poznawanie imion wszystkich "przestępców" na świecie. Nie znał nawet większości z Metropolis. Nastolatek zauważył, że na kilku metalowych skrzyniach, leżących na ziemi, na polu walki ma namalowany numer 72, oraz jakiś dziwaczny symbol. Nie wnikał. Według danych, te skrzynie powinny znajdować się we wnętrzu magazynu. Miał się nimi zająć później.
Zobaczył, jak Speedy strzela w szefa tamtego gangu ładunkiem ze stężoną pianą. Facet został uwięziony w czerwonej substancji w ciągu kilku sekund. Renegade westchnął cicho. Patrzył jak reszta ludzi zostaje powalona na ziemię. Zeskoczył, pozwalając zobaczyć się swoim przeciwnikom. Skoro mieli walczyć, to niech chociaż wiedzą z kim. Oczy, stojącego najbliżej Kid Flasha momentalnie się rozszerzyły. Brunet posłał mu figlarny uśmiech.
- Renegade.
JESSSSSST! WRESZCIE! NAPISANY!!!
Cóż, to jeszcze nie koniec. Po prostu miałam mały zastój i problemy z czcionką. Napisałam ten rozdział prawie tydzień temu. ;-;
Otrzymałam prośbę na Facebooku o reklamę bloga. Blog dopiero startuje, istnieje od kilku dni. Mam nadzieję, że się spodoba, ponieważ maczałam palce w poradach co do jego prowadzenia.
oto link: http://merlifeee.blogspot.com
Zapraszam.
Nowy rozdział pojawi się gdy wreszcie będzie pusty dom.
Dziękuję Jagodzie za korektę ;*.
Uczcijmy minutą ciszy zmarłego Alana Rickmana, który w tym roku przegrał walkę z rakiem.

Oświadczenie: Nie jestem właścicielem Young Justice, ani żadnych znaków należących do DC Comics!
Metropolis
14 lipca, 00:16 am.
Renegade leżał na brzuchu, na swojej macie. Naprawdę męczyła go konieczność spania w masce. Przesypiał może trzy godziny w nocy, potem zaczynały boleć go oczy. Białe soczewki sprawiały, że czasami wydawało mu się, że obraz faluje. Oczywiście nie mógł zdjąć maski, ponieważ wielki i poważny Deathstroke - jego pan, stwierdził, że to uszkodzi jego wspomnienia. Facet był ostatnio strasznie wkurzający. Nie, że mógł mu to powiedzieć, ale bardziej niż zwykle naciskał na treningi i całą resztę tej nowej rutyny, którą mu wymyślił kilka miesięcy temu. Tia... nowa rutyna.
00:17 am.
Nastolatek westchnął. Minuty wlokły się jak godziny. Jak cholerne, długie jak diabli godziny. Z przewracania się z boku na bok tylko bardziej bolało go całe ciało. Cóż, w większości książek, które dotąd czytał, taki bezsenny moment oznaczał, że główny bohater będzie się za chwilę zastanawiał nad sensem jego istnienia. O nie był żadną postacią z książki, ale musiał przyznać, że taka powieść byłaby niezła. Jęknął cicho. Nie mógł w najbliższym czasie spodziewać się czegoś lepszego niż maty do spania. Luthor wciąż był wciekły za ucieczkę Projektu Kr. Po prostu szalał, gdy przyszedł kilka dni wcześniej podczas treningu, szukając zabawki do wyżycia. No i pierwszą rzeczą, czy może lepiej powiedzieć osobą, jaka wpadła mu w ręce był Renegade, który nie miał prawa się mu w rzeczywistości postawić lub powiedzieć o nim złego słowa. Teraz już nie bolało, więc nie mógł nawet na to narzekać. W nocy ogólnie nie miał żadnych powodów do narzekania, a to od kilku lat było jego najciekawsze zajęcie. Nie mógł narzekać otwarcie, ale wyrażał swoje zdanie w głowie i to mu wystarczyło.
00:20 am.
W jego pokoju słychać było szeleszczenie maty pod nim i jego spokojne oddechy. Miał tam jedno okno, niewielkie, ale zawsze coś. Jedyne światło stanowiła w tej chwili świetlista łuna Metropolis. Niewielkim dodatkiem były jasne, zielone znaki zegarka elektronicznego, stojącego na podłodze obok. W końcu przestał się poruszać, zdając sobie sprawę, że to sprawia, że czuje się gorzej, niż gdyby leżał cały czas w tej samej pozycji. Poza jego oddechem, panowała teraz zupełna cisza. Więc to chyba normalne, że z trudem powstrzymał okrzyk, gdy nagle drzwi do jego pokoju trzasnęły niebezpiecznie i otworzyły się. Renegade natychmiast skoczył na równe nogi szykując się do walki. Na korytarzu było tak samo ciemno, jak w środku, lecz dzięki wpadającemu przez okno światłu, szybko rozpoznał Deathstroke'a w pełnym rynsztunku. Stanął wyprostowany.
- Renegade - rzucił pospiesznie. - Ubieraj się. Masz zadanie.
Chłopak bez słowa sięgnął po swój kostium. W ciągu kilku minut był już w prawie w pełnym stroju. Wyszedł na korytarz, zapinając pas na biodrach. Deathstroke ruszył bardzo szybkim krokiem w stronę sali szkoleniowej. Trzynastolatek ruszył za nim posłusznie. Co się w ogóle stało? Dlaczego Slade zrywa go o północy z łóżka? Szedł za mężczyzną przez niecałą minutę. Wszystkie korytarze były ciemne, ale obaj znali to piętro dość dobrze, by móc przemieszczać się po nim w nocy bez większego problemu. Brunet zauważył, że po raz kolejny nie słychać kroków żadnego z nich. On został tego nauczony już dawno temu, a jednak wciąż nie mógł się do tego przyzwyczaić. Zwłaszcza, że wolał wiedzieć, czy ktoś za nim idzie, czy nie.
- Masz zlecenie - zaczął niespodziewanie Deathstroke. Renegade aż się wzdrygnął, słysząc jego głęboki głos. - W Star City znajduje się ważny magazyn. Zarejestrowano tam czyjąś obecność. Masz pozbyć się intruzów - oznajmił, otwierając zamaszyście drzwi do sali treningowej.
Jego uczeń wszedł za nim do środka, odrobinę zdezorientowany. Przełknął ślinę.
- Wybacz mistrzu, ale to niemożliwe, żebym w tak krótkim czasie dostał się do Star City - oznajmił niepewnie.
Slade zatrzymał się i spojrzał na niego. Widział, jak nastolatek staje się opanować uczucie strachu. Uśmiechnął się delikatnie. Renegade zobaczył błysk w jego piwnym oku.
- Masz rację, przeniesienie się do Star City normalną drogą trwałoby zbyt długo - rzucił niewielki przedmiot w ręce swojego ucznia.
Brunet obejrzał go z zaciekawieniem. Była to mała, kwadratowa kostka, niewiele większa od tych, jakimi posługuje się podczas grania w gry planszowe. Miała kolor niebieski. Z jednego z jej boków wystawała cienka antenka, a w innym znajdowało się coś w rodzaju wizjera.
- To jest przenośna wersja tuby BOOM'u - wyjaśnił Deathstroke. - Prototyp - dodał jednak po chwili.
Renegade jęknął w duchu. Mógł się założyć, że każą mu to wypróbować. Korzystał z tub BOOM'u kilka razy, ale potrzebowały wiele energii, więc stosowano je tylko przy nagłych przypadkach. Było to coś w rodzaju teleportera. Jednak działała na zasadzie przenoszenia cząsteczek poprzez specjalne stacje. Jeśli takiej stacji nie było, cząsteczki nie miały sposobu by się przemieszczać i tuby BOOM'u wypluwały pechowego pasażera w dowolnym miejscu. Kiedyś, zamiast do Nowego Jorku, trafił do Central City. Przypadkowo wpadł na stojącego przy wylocie tub BOOM'u Kapitana Cold'a. To był pierwszy raz, kiedy spotkał się z Flashem. Miał wtedy może dziesięć lat.
Zacisnął przedmiot w dłoni. Był twardy. Nawet antenki nie można było złamać
- Zwyczajne tubu BOOM'u z niewiadomych przyczyn nie odbierają sygnałów ze Star City, dlatego wysyłam cię za pomocą prototypu. Faza testów miała rozpocząć się dopiero za dwa tygodnie. Jednak zważając na okoliczności, będziesz musiał to sam wypróbować - oznajmił Slade.
Po otrzymaniu szybkich instrukcji chłopak odsunął się trochę na bok, nie będąc pewien, czy jeśli będzie stał obok Deathstroke'a, jego mistrz też nie zostanie teleportowany.
- Port Star City, magazyn nr 72 - oznajmił.
Zacisnął powieki, pamiętając, że tuby BOOM'u zawsze strasznie rażą w oczy. Były po prostu zbyt jasne. Poczuł jak wokół skacze ciśnienie,a następnie coś ciągnie go w dół, jakby grawitacja zaczęła przyciągać dwa razy mocniej niż zwykle. To wszystko trwało nie więcej niż sekundę. Chłopak otworzył oczy, czując, że powoli wszystko wraca do normy. Rozejrzał się. Stał na ustawionych jedna na drugiej drewnianych skrzyniach. Był dość wysoko, by zobaczyć wszystko dookoła. Niebo czarne, kilka gwiazd, księżyc świeci, świeże powietrze... Można by zapytać "czego chcieć więcej?", ale to akurat wiadomo. Przydałby się dzień wolny od pracy. Sobota, albo niedziela bez treningów i zleceń i może jeszcze jakaś poduszka w zestawie z jego matą do spania.
Powstrzymał ziewnięcie. Genialnie, po prostu wspaniale! Nie mógł spać, kiedy miał okazję, a skoro jest teraz na misji i powinien być czujny przez cały czas, zaczyna być śpiący. Przyjrzał się uważniej otoczeniu. Stał na skrzyniach, obok jakiegoś magazynu. Przyłożył dłoń do prawego ucha w którym miał słuchawkę.
- Mistrzu, to działa. Jestem na miejscu - oznajmił cicho.
- Dobrze wiedzieć, że wciąż żyjesz uczniu - otrzymał szybką odpowiedź. - Teraz zajmij się zadaniem.
Deathstroke się rozłączył. Brunet spojrzał na najbliższy magazyn. Budynek był oznaczony numerem 72, ale chłopak nie musiał nawet wchodzić do środka. Na zewnątrz już rozgrywała się akcja i wyglądało na to, że nikt się w tym momencie nie interesuje ładunkiem. Renegade widział, jak trójka pomocników walczy z jakimś niewielkim gangiem. Widział mężczyznę, najwyraźniej szefa, który "usiłował" walczyć ze Speedy'm. W rzeczywistości obrywał tylko strzałami. Nie znał gościa. Nie miał czasu ani chęci na poznawanie imion wszystkich "przestępców" na świecie. Nie znał nawet większości z Metropolis. Nastolatek zauważył, że na kilku metalowych skrzyniach, leżących na ziemi, na polu walki ma namalowany numer 72, oraz jakiś dziwaczny symbol. Nie wnikał. Według danych, te skrzynie powinny znajdować się we wnętrzu magazynu. Miał się nimi zająć później.
Zobaczył, jak Speedy strzela w szefa tamtego gangu ładunkiem ze stężoną pianą. Facet został uwięziony w czerwonej substancji w ciągu kilku sekund. Renegade westchnął cicho. Patrzył jak reszta ludzi zostaje powalona na ziemię. Zeskoczył, pozwalając zobaczyć się swoim przeciwnikom. Skoro mieli walczyć, to niech chociaż wiedzą z kim. Oczy, stojącego najbliżej Kid Flasha momentalnie się rozszerzyły. Brunet posłał mu figlarny uśmiech.
- Renegade.
JESSSSSST! WRESZCIE! NAPISANY!!!
Cóż, to jeszcze nie koniec. Po prostu miałam mały zastój i problemy z czcionką. Napisałam ten rozdział prawie tydzień temu. ;-;
Otrzymałam prośbę na Facebooku o reklamę bloga. Blog dopiero startuje, istnieje od kilku dni. Mam nadzieję, że się spodoba, ponieważ maczałam palce w poradach co do jego prowadzenia.
oto link: http://merlifeee.blogspot.com
Zapraszam.
Nowy rozdział pojawi się gdy wreszcie będzie pusty dom.
Dziękuję Jagodzie za korektę ;*.
Pozdrawiam
R.J.
PS. Jeśli znajdziesz jakiś błąd, proszę o informację.
PPS. Proszę o komentarze!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Bardzo proszę o nieużywanie w komentarzach przekleństw, ani żadnych niedozwolonych znaków, a także o branie pod uwagę tego, że staram się dobrze pisać tego bloga. Nie hejtuj.