25 lut 2016

RENEGADE - Rozdział 4: Misja w Santa Prisca

Cóż, miałam mały zastój w pisaniu. Zaczynałam ten rozdział cztery razy tak na poważnie i ze dwadzieścia na próbę. Przeżyłam totalne załamanie nerwowe, kiedy starałam się napisać coś dobrego i nawet nie wiem, czy to jest dosyć dobre. Ale za to, że tak długo mnie nie było, jest rozdział bardzo długi. Albo przynajmniej dłuższy niż zwykle. Cóż, zajęło mi to 10 stron w Wordzie.
Dodatkowo, napisałam, że będzie nowe opowiadanie, czyli crossover HP i YJ. Na razie się nie pojawi, bo mam małe problemy z komputerem. Cóż, pierwszy rozdział prawie już skończyłam, ale musiałam zostawić komputer w Warszawie i piszę teraz na zupełnie innym. Tak więc ten pomysł na razie jest wstrzymany do odwołania. Mam też jeszcze jeden pomysł, który jest dosyć znany wśród amerykańskich fanfiction, ale na razie muszę zdobyć więcej czasu i to wszystko przemyśleć. W końcu tytuł bloga, to nie "Renegade", tylko "Fanfiction" i mogę tu dodać tyle fanfiction ile zechcę. Na razie mam dłuuuugą fazę na Young Justice i na Robina, więc piszę głównie o tym. Może kiedyś to się zmieni i zacznę pisać o czymś innym... Nie wiem.
Proszę bardzo: dziesięcio-stronowe opowiadanie o Renegade!

 

Ostrzeżenie: Nie jestem właścicielem Young Justice, ani żadnych znaków należących do DC Comisc!

Opowiadanie na podstawie odcinka 04 - Strefa Zrzutu. 

Santa Prisca
22 lipca, 08:08 pm.

Właściwie, fakt, że znam tożsamość Kid Flash powinien dotrzeć do Deathstroke'a, chociaż to przyniosłoby więcej problemów niż korzyści. Slade wymyślił sobie kilka sojuszy, na przykład ten z LIGHT, co to niby ma pomóc w ewolucji, chociaż na razie więcej zaszkodziło niż pomogło, robiąc superklona, który postanowił sprzymierzyć się z przeciwnikiem. Według LIGHT, członkowie mają dzielić się wszystkimi informacjami jakie znajdą na temat jakiegokolwiek bohatera. Nie wiem, czy mój pan to zrobi, czy nie. Nie potrafię czytać w myślach, jak co poniektórzy. Dlatego zachowam tę informację dla siebie. Może się jeszcze przydać.
Cóż, ale nie leciałem przez Morze Karaibskie tylko po to, żeby rozmyślać nad czymś tak mało istotnym. Zwłaszcza w tej chwili. 
Deathstroke przysłał mnie na wyspę Santa Prisca, znajdującą się na Morzu Karaibskim. To miejsce ma być głównym źródłem jakiegoś niebezpiecznego i zakazanego na całym świecie neosterydu, który miał ponoć potęgować siłę. Nazywało się to Venom, czy jakoś tak. Nie wiedzieć czemu, Slade chce je zdobyć, zanim dobierze się do niego Kobra. Oczywiście. Co z tego, że jesteśmy sojusznikami LIGHT, trzeba się raz na jakiś czas ponaparzać. Choć Kobra to silny przeciwnik i najlepiej, jeśli obejdzie się bez bezpośredniej konfrontacji. Po prostu wpadam, zabieram próbkę Venomu i wysadzam całe miejsce w powietrze, zanim ktokolwiek zdąży kiwnąć palcem. Czyli plan już jest. Teraz część praktyczna.
 Oczywiście mój plan nie uwzględnił zgrai pomocników Ligi, którzy najwyraźniej też mają tu jakąś sprawę. Nie, żebym zbytnio narzekał. Nie musiałem nawet wyłączać czujników bezpieczeństwa na wyspie, bo oni zrobili to za mnie. Ta misja będzie jak spacerek.
No, będzie, jeśli te dzieciaki wszystkiego nie zniszczą. Nie jestem pewien, czy Liga chce, żeby zwracali na siebie uwagę. Wtedy chyba nie wymyślaliby tyle i zrobili zwykły nalot na fabrykę Venomu. Tymczasem przylecieli tu jakimś zakamuflowanym pojazdem. Cóż, mając czujniki podczerwieni w soczewkach maski, nie trudno zgadnąć, żejest to coś organicznego, najpewniej pochodzenia pozaziemskiego. Jednak skoro są tu na tajnej misji, to dlaczego jeden z nich robi hałas dwie minuty po tym, jak dostali się na wyspę? Poważnie. Kobra nie będzie potrzebował tych wszystkich czujników, żeby dowiedzieć się, że mają intruza. 
Wśród trójki osób, które pojawiły się na Santa Prisca, znajdował się i Kid Flash, czy Wallace Rudolph West, jak kto woli. Miał czarny strój, co tylko utwierdziło mnie w fakcie, że jest to misja tajna, lub tylko zwiadowcza. Chociaż, patrząc na nich wszystkich, to szybko przemieni się w otwartą walkę. 
Założyłem kaptur. Nie jestem idiotą. Kiedy pada, mam płaszcz z kapturem. Deathstroke twierdzi, że wygląda, jak peleryna jakiegoś superbohatera, ale ja wiem swoje. Śledziłem przez  jakiś czas grupkę pomocników. Wbrew pozorom, to nie jest bez sensu. Zaraz narobią mi tu kłopotów i wpakują nas wszystkich. 
Oczywiście, jak zwykle w takich sprawach, okazałem się być jasnowidzem. Po kilku minutach marszu Kid Flash postanowił "przebiec się w poszukiwaniu wroga" i oczywiście go znalazł, ale nie w tej postaci, której oczekiwał. Przez deszcz, ziemia zamieniła się w błoto i ten idiota oczywiście musiał się poślizgnąć, zsunąć się z góry i wpaść pomiędzy dwie, uzbrojone grupy. Jednych z nich, w czerwonych płaszczach, rozpoznałem jako ludzi Kobry. Na czele tych drugich stał sam Bane i grupka jego ludzi. Wszyscy byli uzbrojeni i strzelali w siebie nawzajem, a gdy pomiędzy nich wpadł bezbronny speedster, znaleźli sobie wspólny cel. Oczywiście, zespół pomocników był daleko w tyle, więc nie było nikogo, kto mógłby pomóc Kid Flash'owi w opresji. Jednak nie to mnie wtedy najbardziej interesowało. Otóż jeden z ludzi Kobry wyciągnął komunikator. Nie mogłem pozwolić, żeby wydało się istnienie intruzów. Nawet jeżeli po części oznaczało to koniec tego zespołu, ja musiałem zakończyć misję. Dlatego sięgnąłem po pistolet.... i spotkałem pustkę. Nie było go tam! Nie wiem jakim cudem! Przetrząsnąłem cały pas w jego poszukiwaniu, ale właściwie, nie miałem gdzie szukać. Więc naciągnąłem kaptur tak, żeby trudniej było mnie rozpoznać, choć to nie jest takie trudne, jak się wydaje. W końcu, każdy szanujący się bohater i przestępca wie, jak wygląda mój mundur.
Tak więc wyciągnąłem maczetę i przeciąłem mojego kapusia wzdłuż tułowia. Komunikator wypadł z jego ręki, a ja złapałem go i zmiażdżyłem. Mężczyzna krzyknął, przyciągając w moją stronę spojrzenia, a następnie padł martwy na ziemię. Westchnąłem i przebiegłem do najbliższego mężczyzny i zrobiłem z nim to samo, zanim zdążył wycelować we mnie broń. I w tym momencie obie grupy znalazły sobie dwa wspólne cele. Oczywiście unikanie strzałów nie jest wcale łatwe i ani trochę nie pomogło mi, podczas pozbywaniu się reszty ludzi z pola walki. Nawet po dwóch minutach, było jeszcze wielu mocno trzymających się na nogach osób. 
Moje pojawienie przyciągnęło też uwagę Kid Flash'a, jednak żaden z nas nie miał w tej chwili czasu na większą konfrontację, a to nawet lepiej. Jeśli mi się uda, załatwię najpierw oba te oddziały, a potem ten zespół pomocników i po cichu wypełnię misję.
I... Kolejny mój plan poszedł w łeb, kiedy na pole bitwy wkroczyła tamta drużyna. Projekt Kr od razu zaatakował Bane'a, więc miałem jednego na razie z głowy i nikt inny się nie pojawił. Wbiłem ostrze w brzuch jakiegoś gościa z oddziału Bane'a i stanąłem zaraz obok Kid Flash'a.
- Kim jesteś? - usłyszałem podejrzliwy głos speedster.
- Kimś, kto nie jest idiotą, jak co poniektórzy - warknąłem i wróciłem do walki.
Poważnie, nie chcę żadnej konfrontacji, ani z nim, ani z nikim innym na tej wyspie. I kilkoma osobami spoza niej.
Miałem już załatwić kilkoro pozostałych ludzi Kobry, ale zanim zdążyłem mrugnąć, coś powaliło ich na ziemię. Chwilę później, moim oczom ukazała się zielonoskóra, rudowłosa dziewczyna, z brązowymi oczami, w czarno-czerwonym stroju z granatową peleryną. Nie miałem czasu zastanawiać się kim jest. Usłyszałem czyjeś kroki w błocie i nie był to Kid Flash. Moim oczom ukazał się biegnący członek Kultu Kobry, z komunikatorem w dłoni. Chwyciłem mocniej maczetę i już miałem ciąć tego gościa, ale uprzedził mnie Aqualand, który poraził go prądem i rozgniótł jego komunikator. 
Już miałem się wycofać, aby móc wreszcie zrealizować moją misję, ale nagle poczułem na plecach czyjś ciężar. Upadłem na ziemię z cichym jękiem. Moja maczeta wbiła się w ziemię jakiś metr ode mnie, ale nie zdążyłem po nią sięgnąć, gdy czyjaś ręka złapała za mój nadgarstek. Nie mogłem się wyrwać, będąc równocześnie przygniatany. Ktoś zerwał mi kaptur z głowy.
- Renegade! - usłyszałem głos Kid Flash'a.
No i pięknie.  
Zanim się obejrzałem, otrzymałem silny cios w tył głowy.

Santa Prisca
22 lipca, 08:48 pm.

Tępy ból w głowie jest trochę rozpraszający i denerwujący. W rzeczywistości, nie jest tak źle. Będę miał może delikatny wstrząs mózgu, ale przejdzie, jak się trochę zregeneruję. Czyli za minimum parę godzin. 
Cóż, teraz nie mogę myśleć o czymś takim, bo właśnie w tej chwili niewiele brakuje, żebym trafił do więzienia. Oczywiście i tak długo bym tam nie posiedział, ale potem nieźle bym oberwał od Slade'a. 
Trzymałem oczy zamknięte, czekając na jakieś informacje.
- Te mundury należą do członków Kultu Kobry.
- Przecież Batman wspomniałby nam, gdyby wiedział, że niebezpieczna sekta przejęła produkcję Venomu na Santa Prisca.
Heh... Więc misją kieruje pan Batman. Naprawdę, spodziewałem się po Mrocznym Rycerzu czegoś lepszego, niż grupki pomocników. 
 - Cóż, najwyraźniej sekciarze i bandyci za sobą nie przepadają, więc pewnie Kobra przejął interes i odciął dostawy. 
Poważnie, oni są tu tylko po to? Informacje? Jestem pewien, że Batman nie jest na tyle głupi, żeby wysyłać jakikolwiek zespół tylko po to, żeby dowiedzieć się czegoś, co wie każdy idiota. 
Wyciągnąłem z  mojej rękawicy scyzoryk i zacząłem po cichu ciąć liny, które mnie krępowały. To nie będzie trudne. 
I... Po raz kolejny się pomyliłem. Zanim skończyłem, Aqualand złapał mnie za przedramię i wyrwał mi scyzoryk. Czy dzisiaj wszystko musi iść nie po mojej myśli?! Świat nie ma już innych zajęć, tylko się nade mną pastwić. 
- Czy dzisiaj jest jakiś piątek trzynastego, czy co?! - zawołałem.
Na szczęście, udało mi się rozluźnić liny i szybko się wyrwałem. Nie na długo, bo Projekt Kr zdążył mnie złapać. 
- Cholera - mruknąłem, szukając jakiejś drogi ucieczki.
Niestety, kiedy twoje ręce są miażdżone przez superklona, nie łatwo jest zrobić cokolwiek. Cóż, teraz mieli przewagę, nie tylko liczebną. Nie trudno zauważyć brak mojego pasa, a inne, ukryte bronie są w tej chwili poza moim zasięgiem. 
Rzeczywiście dzisiaj piątek, ale dwudziestego drugiego - powiedział Kid Flash.
Rzuciłem mu wściekłe spojrzenie. Lepiej niech mnie nie wkurza, bo to ja trzymam jego tajne ID. Chyba zrozumiał, bo natychmiast się zamknął.
W tym momencie Projekt Kr przycisnął mnie plecami do drzewa.
- Skąd się tu wziąłeś i po co? - rzucił, cisnąc mnie lekko.
Uśmiechnąłem się łobuzersko. Uwolnił mi ręce, idiota. W drugiej rękawiczce miałem coś bardzo ciekawego. 
 Chwilę później, w mojej dłoni rozbłysło zielone światło, a Projekt Kr upadł na ziemię. Zobaczyłem, jak Aqualand przygotowuje się do walki.
- Mówię ci, nie chcesz tego zrobić - powiedziałem, natychmiast odzyskując pewność siebie. - Jeden krok i pożegnacie się z Projektem Kr na zawsze.
To naprawdę słodkie, że tak im zależy! Ja tam nie wiem, dlaczego ci bohaterowie zawsze się poddają dla jednego członka, ale to tylko ułatwia mi pracę. 
Apualand machnął na pozostałych ręką, żeby opuścili broń. 
- Teraz oddaj mi moją broń.
- Czekaj! Skąd mamy wiedzieć, że nas nie zaatakujesz?! - zawołał Kid Flash.
Westchnąłem.
- Nie macie tego wiedzieć. Macie wybór. Albo oddacie mi moje bronie, albo ja załatwię Projekt Kr. Mówię ci, ta mała grudka jest bardzo mocna, nawet jak na superklona.
- To jest Superboy! - usłyszałem głos, tej zielonoskórej dziewczyny. 
Pokiwałem lekceważąco głową.  
- Tak, tak. Dajcie mi mój pas. 
Po chwili Aqualand mi go rzucił. Z uśmiechem znów go założyłem. Bez niego czułem się bezbronny. Chociaż nie była to prawda. Schowałem kryptonit. Jestem w końcu uczciwym kryminalistą.
Miałem już im powiedzieć, żeby stąd spadali i pozwolili mi zakończyć zadanie, ale przerwał mi cichy chichot. 
Wszyscy zwrócili uwagę na związanego Bane'a. Mężczyzna spojrzał na mnie.
- Jesteś bystry chłopcze i wiem po co tu jesteś. Jednak nie wiesz wszystkiego. Żadne z was nie wie - zmarszczyłem brwi. Śmierdziało mi podstępem. - Ja pokażę wam resztę. Wprowadzę was do fabryki moim sekretnym wejściem.
Zielonoskóra dziewczyna przyklękła przy Bane'nie i przyłożyła dłoń do skroni. 
- Jest jakieś tajne wejście, ale on coś ukrywa - powiedziała. Zgaduję, że to nie było do mnie, ale nie miałem zamiaru tracić szansy na niezauważone wejście do fabryki.
Chwyciłem do ręki maczetę, widząc, że Superboy się na mnie podejrzliwie patrzy. Lepiej być uzbrojonym, niż zaufanym. 
Zielonoskóra dziewczyna zamknęła na moment oczy. Najpewniej była telepatką. Z teg, co zaobserwowałem, potrafiła latać i władać telekinezą, zupełnie jak Martian Manhunter.
- A-a-a chica. Z Bane'em nie pójdzie ci łatwo - Bane uśmiechnął się złośliwie. 
Warknąłem cicho pod nosem. Byłem już mocno zniecierpliwiony tymi gierkami. Dodatkowo fakt, że byłem ignorowany wkurzał mnie jeszcze bardziej.
W końcu podszedłem szybko do mężczyzny i złapałem go za kołnierz, grożąc mu ostrzem.
- Gadaj. Jak wejść do fabryki? Nie mam całego dnia. Straciłem już dość czasu przez tych idiotów! - szarpnąłem nim wystarczająco mocno, żeby uderzył tyłem głowy w drzewo.
- Posłuchaj dziecko. Sprawa jest banalna. Wróg mojego wroga, jest moim przyjacielem. Ale muszę iść z wami. To mój jedyny warunek.
Bane wciąż się szczerzył, zadowolony z siebie. Nie było sensu go cisnąć. Facet, nie miał właściwie nic do stracenia, pewnie mógłbym go zabić, a on nic by mi nie powiedział. Zmarszczyłem brwi. Pozostawał jeszcze problem tego zespołu. Na bank schrzanią mi misję. Trzeba było coś z nimi zrobić, ale mieli przewagę liczebną i w końcu każdy miał supermoce. Westchnąłem. Wyglądało na to, że Bane wiedział o czym myślę.
- Myślę, że nie tylko ty chcesz dostać się do środka. Poza tym, przyda się wsparcie, Kobra ma tam całą armię - powiedział cicho, tak, że słyszałem to tylko ja i najpewniej Projekt Kr.
Nie wiedziałem o co chodzi, ale skoro prawie że nalegał, żeby oni też poszli, musiał mieć jakiś plan. Tyle że nie wiedziałem jaki. 
Ale miał też rację. Kobra zawsze miał wielką obstawę. Nie było wyjątków. 
- Primo: nie mów do mnie "dziecko". Secundo: jeśli to podstęp, módl się, żeby nie spotkać potem mojego pana - warknąłem, po czym rozciąłem liny.
Poczułem silny uścisk na ramieniu.
- Myślisz, że możesz go tak sobie zabrać? - spytał twardo Aqualand. 
Wycelowałem w niego maczetą.
- Owszem, bo wy idziecie z nami - rzuciłem.
- Dlaczego mielibyśmy pójść? Możemy zrobić to sami, kiedy wy będziecie transportowani do Belle Rive! - usłyszałem pewny siebie głos Kid Flash'a.
Uśmiechnąłem się złośliwie. 
- Chyba zapomniałeś, że czyjeś sekretne ID leży w tej chwili w moich rękach - powiedziałem, przypinając maczetę do pasa.
To sprawiło, że speedster od razu zamknął usta.
- Więc proponujesz współpracę?  - głos Projektu Kr trochę nie dowierzał. Klon założył ręce na piersi i zmarszczył brwi.
Posłałem mu figlarny uśmiech. 
- Powiedzmy... sojusz - dobrałem odpowiednie słowo. - Wy, pomożecie mi się dostać do środka, a ja w zamian was nie pozabijam.
- Mi to pasuje! - zawołał Kid Flash. Zgaduję, że zrobi wszystko, bylebym nie powiedział całemu światu kim tak naprawdę jest. 

Santa Prisca
22 lipca, 09:24 pm.

- Jest tam mnóstwo towaru. To jakaś duża transakcja. Nie wiem komu sprzedają, ale wygląda na to, że są już gotowi. Jeśli się nie pospieszymy, niedługo będziemy mieli więcej niż jedną armię na karku - powiedziałem. 
Co z tego, że w tym momencie współpracuję z drużyną bohaterów? Jak misja ma się udać, każdy musi znać sytuację. Ale z resztą niech radzą sobie sami.
- Jeśli nie przysyłają towaru dotychczasowym odbiorcom, musimy zidentyfikować nowego - powiedział Aqualand.
- Tak myślałem. - oznajmił Kid Flash.
- Tia... Myśliciel z ciebie. - mruknąłem, kierując się do zejścia w dół, gdzie znajdowała się fabryka.
- No proszę, nie wiedziałem, że morderca taki jak tym, może być tak sarkastyczny - speedster położył ręce na biodrach.
Skrzywiłem się.
- Nie mów o mnie morderca. Wolę... "kryminalista" - mruknąłem. - I owszem, jestem sarkastyczny. Poza tym, mała rada dla waszego lidera, jeśli taki w ogóle jest.  Prawdziwy lider, poszukałby teraz odpowiedzi.
Sekundę później do moich uszu dotarł hałas upadającej na ziemię skały. Bane otworzył wejście do jakiegoś starego szybu kopalni. 
- Odpowiedzi znajdziecie tam - powiedział, po czym wkroczył jako pierwszy do środka.
Podążyliśmy za nim. Cała ta sytuacja wydawała mi się być coraz dziwniejsza i bardziej podejrzana. Zastanawiałem się, kto jest odbiorcą całego tego towaru i dlaczego Kobra się do niego dobrała. Mógł to być ktoś z LIGHT, chociaż jestem pewien, że jest wielu innych przestępców, którzy chętnie połasiliby się na serum wzmacniające siłę.
- Czyli Bane  jest naszym nowym przywódcą?! - zawołał Kid Flash, a jego głos odbił się echem od ścian tunelu. 
Szturchnąłem go mocniej w bok.
- Lepiej. Za chwilę to ja nim będę - mruknąłem.
Oni nie mieli nawet swojego lidera. Jak Liga mogła ich wypuścić z domów? Nawet ja bym tego nie zrobił. I to nie z troski o ich bezpieczeństwo.
Szliśmy tunelem przez kilka minut. Pod sufitem zawieszono świecące blado lampy. Kiedy skończył się tunel, Bane się zatrzymał i wybrał kilka przycisków i naszym oczom ukazało się ciemne wnętrze fabryki. 
Wychyliłem się zza drzwi.
- Czysto - powiedziałem przyciszonym głosem i pobiegłem korytarzem.
Dziwne, że nie było w pobliżu żadnych strażników. Wskoczyłem wyżej, na mostek i znalazłem jakieś laboratorium. W środku siedział jakiś facet w mundurze z Kultu Kobry. Wystarczyła mała bomba gazowa, żeby go ładnie uśpić. Zrzuciłem go z krzesła, przy okazji szukając jakiejś próbki tego Venomu. Pobówka stała na stole laboratoryjnym. Szybko podpiąłem ją sobie do pasa i usiadłem przy komputerze. 
Na ekranie wyświetlały się jakieś wzory chemiczne, ale ciężko mi było niektóre z nich rozpoznać. Muszę się przyłożyć do chemii.
Chwilę później usłyszałem świst i w pomieszczeniu pojawił się Kid Flash. Spojrzał na ekran komputera.
- Co tam masz?  - spytał.
Odwróciłem się z powrotem do monitora. 
- To wzory chemiczne. Wydaje się, że jest wśród nich Venom, ale...
Kid Flash, wskazał jeden ze wzorów wyświetlających się na ekranie.
- Ten to Venom - oznajmił pewnie. Uniosłem brew i przesunąłem obraz dalej. -  A ten to... Projekt Blockbuster! Przy odpowiednim połączeniu, moc Venoma powiększy się trzykrotnie.
Zmarszczyłem brwi.
- Wiesz co to jest? - spytałem.
On pokiwał głową.
-  Myślałem, że już cały świat wie, że byliśmy w Cadmus - powiedział speedster.
- Wiedziałem, że byliście w Cadmus. Nie wiedziałem, że wy wiecie o Blockbusterze - mruknąłem. - Teraz tylko zastanawiam się skąd Kobra ma do niego dostęp.
- Ten tajemniczy odbiorca pewnie przy okazji jest też dostawcą - wstałem z krzesła. - Wykorzystuje sektę Kobry, żeby stworzyć małą, wybuchową mieszankę - uśmiechnąłem się. - Właściwie, to całkiem niezły pomysł. Przestępcy z całego świata zapłacą krocie za jedną dawkę takiego wynalazku.
Widziałem, jak Kid Flash się skrzywił. 
Sięgnąłem do komunikatora przy uchu. 
- Tu Renegade - rzuciłem szybko, ale w słuchawce usłyszałem tylko szum. - Zakłócenia.

Santa Prisca
22 lipca, 09:53 pm.

- Stać! Czuję się trochę wybuchowo.
Spojrzałem w górę, gdzie nad naszymi głowami znajdowało się kilka bomb.
Uśmiechnąłem się delikatnie, opierając ręce na biodrach. To było żałosne, ale nic nie powiedziałem. Nie mam zamiaru jeszcze umierać.
- Zdradziłeś nas. Czemu? - spytał Aqualand.
Przewróciłem oczami. Dziwne, że ja ich jeszcze nie zdradziłem.
- Czy to nie oczywiste?  - rzuciłem. - Chce odzyskać swoją fabrykę, więc doprowadził do sytuacji, w której musielibyśmy zniszczyć jego wrogów, lub samemu zginąć. W innym wypadku, wasza Liga pojawiłaby się tutaj, żeby was pomścić (w co szczerze wątpię, ale jak on chce), więc Santa Prisca znowu byłaby jego - powiedziałem szybko.
Poczułem na sobie wzrok wszystkich zebranych i wzruszyłem ramionami. 
- Nie bez powodu mój pan wziął mnie, anie na przykład którekolwiek z was. 
- Wysadzenie tunelu w którym stoicie, przyniesie ten sam efekt - skończył Bane.
Po chwili obok niego coś przemknęło, a za nim stanął Kid Flash, wymachując z uśmiechem zapalnikiem.
- Niby jak? Tym zapalnikiem? - spytał.
Mężczyzna odwrócił się do niego i się zamachnął, ale jakaś niewidzialna siła poderwała go w górę. Zobaczyłem, jak zielonoskóra dziewczyna, której imienia wciąż nie poznałem trzyma rękę w górze, wbijac wzrok w Bane'a. Najpewniej używała telekinezy. Po chwili podszedł do niej Projekt Kr.
- Nareszcie - powiedział z uśmiechem. - Opuść go. 
Dziewczyna posłusznie zrobiła to co kazał i po chwili mogłem napawać się widokiem pięknej bójki. 

Santa Prisca 
22 lipca, 10:09 pm.

- Na pamiątkę!
Uniosłem do góry jedną brew. Że pamiątka? Ale...
Pokręciłem głową. W tym momencie nie było sensu myśleć o takich sprawach? Spojrzałem z uśmiechem na Kobrę i dziewczynę stojącą obok niego. Po chwili laska leżała na ziemi, ściskana przez linkę.  
- Wiem, że nie za bardzo lubisz brudzić sobie rączki - powiedziałem z uśmieszkiem.
Mężczyzna utkwił we mnie wzrok.
- Racja - powiedział, utrzymując swój poważny wyraz twarzy. - Ale czasem nawet bóg musi się schylić, by wygrać - skończył, zrzucając swój płaszcz.
- Ktoś tu ma przerośnięte ego... - mruknąłem śpiewnym głosem, po czym spróbowałem zaatakować.
Tyle, że znów zapomniałem, że nadal istnieją ludzie, którzy z łatwością będą mogli mnie pokonać. Zapomniałem też, że Kobra jest jednym z tych ludzi (czy tam bogów, jak mówi). Zacisnąłem zęby, gdy z łatwością zablokował kilka moich ciosów. On się nawet nie ruszył z miejsca!
- Coś nie tak chłopcze? Może wstałeś dziś lewą nogą? - no proszę! Czyli on jednak ma poczucie humoru!
Usłyszałem szum nad głową i na chwilę oderwałem myśli od walki, by spojrzeć w górę. Helikopter odlatywał! Świetnie. Nie dość, że oberwę za całą tę akcję, całe LIGHT będzie miało w posiadaniu KobraVenom. A właśnie do tego miałem nie dopuścić.
Nie zdążyłem się nawet porządnie załamać , gdy coś w helikopterze eksplodowało i pojazd zaczął opadać w stronę ziemi. Spojrzałem, na stojącą niedaleko zieloną dziewczynę (muszę się do cholery dowiedzieć jak się nazywa, nie mogę cały czas tak o niej mówić! To denerwujące nawet dla mnie!). Trzymała w ręku zapalnik do bomby, którą najpewniej umieściła we wnętrzu helikoptera. W tym momencie miałem ochotę ją uściskać, lub przynajmniej podziękować, ale tego nie zrobiłem. Ponoć była jakaś niepisana zasada, ze przestępcy nie mogą być mili. Nie wiem, nie znam się na przestrzeganiu zasad. Przewróciłem oczami. Nawet we własnych myślach brzmię jak kretyn!
Helikopter spadł prosto na dach fabryki, powodując niewielką eksplozję. 
Ledwie uniknąłem ciosu zadanego przez Kobrę. Potem sam zaatakowałem, ale skończyłem na ziemi. Poczułem, jak jego stopa miażdży moje żebra. Cóż, to nie była najwygodniejsza pozycja. Jęknąłem cicho, gdy przycisnął mnie mocniej do ziemi. 
- Czuję się jakby... obsiadły mnie komary - facet nawet na mnie nie patrzył.
Jęknąłem ponownie. Cholera, facet trochę ważył. I miał za dużo siły. Chociaż jak na jego wzrost i masę mięśniową.
- Oh, zamknij się!  - zawołałem i zepchnąłem go z siebie, zanim zdążył mi połamać żebra.
Wskoczyłem na równe nogi i wycofałem się. Nawet nie spodziewałem się tego, że za mną stoi tamten mały zespół. Spojrzałem przelotnie na Kid Flash'a, który patrzył na mnie w tym samym czasie. Szybko odwróciłem wzrok i dobyłem maczety.
Kobra spojrzał na nas i zaczął się cofać.
- Do następnego razu dzieciaki - mruknął  i zniknął w gąszczu.
Pobiegłem za nim i się rozejrzałem, ale nikogo tam nie było. Odwróciłem się do grupki pomocników. 
- No, to chyba koniec sojuszu - powiedziałem. Spojrzałem na płonącą fabrykę. - Coż, mam nadzieję, że wasz lider wszystko ładnie wytłumaczy Batmanowi - zaśmiałem się.
Odwróciłem się, przypinając swoją maczetę do pasa. Jeszcze się odwróciłem.
- A tak w ogóle... to dzięki. 

Metropolis 
23 lipca, 00:13 am.



- Zawarłeś współpracę z grupą pomocników Ligi, zrobiłeś sobie wrogów co najmniej z dwóch, bardzo potężnych ludzi w świecie przestępczym i na dodatek omal nie zawaliłeś misji. - twardy głos odbijał się od ścian wielkiego pomieszczenia.

- P-prze-praszam… - jęknąłem cicho. Nie mogłem z siebie wydobyć głosu. To sprawiało zbyt wiele bólu.

Głośno łapałem powietrze w płuca. W tym momencie wydawało się być zbyt rzadkie. Jakby nawet ono próbowało mnie udusić.

- Jak myślisz? Czy LIGHT nam teraz zaufa?! Nie! Przez ciebie stracę ważny sojusz, może nawet i Luthor.

Kolejne uderzenie. Zacisnąłem oczy.

Nie myśl o tym. Nie myśl o tym.
Po betonowej podłodze spłynęła strużka szkarłatnego płynu.

- Przez ciebie straciłem honor i wiarygodność. To dobry powód by pan zabił swojego niewolnika.

Ugryzłem się w język, byle nie krzyczeć. Nie dać mu powodu, żeby kontynuować. Poczułem w ustach smak krwi, gdy uderzył batem w podłogę, zaraz obok mnie.

- Jednakże wykonałeś misję. Dostarczyłeś próbkę KobraVenomu i wysadziłeś fabrykę tak, że teraz już nic z niej nie ma – urwał na chwilę. – Teraz wstawaj.

Podparłem się rękoma i powoli podniosłem. Od razu jednak poczułem brak równowagi. Jęknąłem, gdy skóra na moich plecach się rozciągnęła.
- Wstawaj mówię!
On krzyczał. On nie krzyczał nawet, kiedy zawaliłem całą misję. 
Stanąłem. Deathstroke popchnął mnie korytarzem do mojego pokoju.
- A teraz zajmij się swoimi obrażeniami.
Zamknął drzwi.
Złapałem za klamkę, żeby nie upaść. Moje kolana uginały się pod moim ciężarem. Jęknąłem cicho. Nie miałem już nawet siły krzyczeć. Powoli łapałem oddech. Skierowałem się do łazienki, po drodze podpierając się o ściany.
Nic ci nie jest? usłyszałem głos Mirror.
Pokręciłem szybko głową, posyłając mu delikatny uśmiech.
- On zadaje mi więcej obrażeń, niż sam zdobywam na misjach. - mruknąłem.
Rozumiem, że próbujesz myśleć optymistycznie. Co znów zrobiłeś? spytał. 
Spojrzałem w podłogę.
- Ja... Popełniłem kilka błędów podczas misji. No i musiałem się na chwilę sprzymierzyć z grupą pomocników z Ligi. Ale... Potrzebowałem ich pomocy, Kobra miał wewnątrz całą armię, a ja...
Pan był zły, prawda? Mirror zmarszczył brwi.
- A jak myślisz? On krzyczał. Nie był tak wściekły od incydentu z dzieckiem - odwróciłem się plecami do lustra i spojrzałem na moje obrażenie.
Oh. Szybko się tym zajmij. To wygląda okropnie.j rozmówca skrzywił się delikatnie, dotykając dłonią szyby.
Wyciągnąłem bandaże i wodę utlenioną. Nie miałem niczego lepszego, chociaż na ter obrażenia bardziej przydałyby się szwy, niż zwykły bandaż. Cóż, będzie kolejna blizna.
- Wiesz, tamten zespół to jak dla mnie, banda nieudaczników, ale jednak coś w nich jest - powiedziałem spokojnie.
Mirror wzruszył ramionami. 
Nie dziwię się. Pierwszy raz miałeś okazję pogadać z kimś w twoim wieku. Z kimś realnym.
Zmarszczyłem brwi. Spiąłem się, gdy poczułem jak moje rany pieką od wody utlenionej. Ja poważnie potrzebowałem jakiejś pomocy medycznej, a nie zwykłego bandaża. Ale Deathstroke miał to w nosie.
Dawaj. Jesteś nastoletnim kryminalistą, a jęczysz podczas przemywania rany.
Zmarszczyłem brwi. 
- Łatwo ci mówić. W końcu to nie ty to wszystko przeżywasz - sięgnąłem po bandaż.
W pewnym senie, jesteśmy tą samą osobą. założył ręce na piersi. Spuścił głowę. Dobrze wiem, jak bardzo jest ci ciężko.
Wypuściłem ze świstem powietrze.
- Oczywiście - powiedziałem z sarkazmem w głosie. 
Wiesz... Kocham cię, ale czasami zachowujesz się jak totalny idiota.
- Też cię kocham, ale czasem dajesz mi powody, żeby skoczyć z dachu - mruknąłem.
Dobrze wiem, że byś tego nie zrobił. Mirror zmarszczył brwi.
Nadal jesteś idiotą. miechnąłem się. 
- Ty zawsze wiesz, jak mnie podłamać na duchu. W dobrym sensie.
Wiem o tym.

OK. Rozdział bardzo długi. Mam nadzieję, że ktoś wytrwał do końca.
R.J.
PS. Proszę o komentarze.
PPS. Ponownie dziękuję Jagodzie za korektę rozdziału.