28 sty 2016

RENEGADE - Rozdział 3. Do zobaczenia Wally West.

Podoba wam się wygląd bloga? Wszystko zrobiłam sama i nieźle się namęczyłam, więc mam nadzieję, że jest dobrze.



Oświadczenie: Nie jestem właścicielem Young Justice, ani żadnych znaków należących do DC!

Star City
14 lipca, 00:29 am.

Dobra, nie wiem, czy dzisiejszy dzień powinienem w ogóle zapisać w kalendarzu. Między innymi dlatego, że właśnie stoję na przeciwko nastoletniego mordercy, który pewnie teraz zastanawia się, czy powiesić moją skórę na ścianie, czy zrobić z niej dywanik. Mam nadzieję, że jednak to przeżyję i w jakiś sposób uda mi się dorwać do kalendarza. Tak, jeśli dzisiaj ujdę z życiem, to chyba rzeczywiście trzeba to sobie zapisać. 
Chociaż, może to "jeśli przeżyję" jest trochę przesadzone. Najpewniej dlatego, że chłopak, dzierżący w swojej ręce pistolet był ode mnie o głowę niższy i wyglądał na jakieś dwanaście lat. Nie widziałem u niego jakichś wielkich mięśni, którymi mógłby mnie pokonać. Najbardziej niepokoił mnie jednak wspomniany już pistolet i zwisająca u jego boku maczeta. Skąd w ogóle takie dziecko wzięło maczetę i pistolet, pytam się! 
Słyszałem, że Renegade jest w fachu od kilku lat. Chociaż ciężko mi wyobrazić sobie dziewięciolatka, biegającego po mieście i mordującego napotkanych po drodze ludzi.
Miał zupełnie czarne włosy i czarno-czerwony kostium z długimi rękawami. Na jego klatce piersiowej z lewej strony widniał symbol "X", cokolwiek to znaczyło. Jego oczy zasłaniała czarna maska z białymi soczewkami, zaostrzona u góry. Jego pas miał metaliczny kolor, a buty wyglądały na miękkie, trochę jak skarpety, ale od razu zauważyłem ich funkcjonalność. Dodatkowo były podbite czymś twardym, czego nie rozpoznawałem. Miał też grube, czarne rękawice sięgające do łokci. No, nie powiem, sam kostium wyglądał genialnie. Mniej podobało mi się to, że oglądam go na samym jego właścicielu i to w takich okolicznościach. 
Renegade trzymał lewą dłoń na biodrze, jego druga, tak która trzymała pistolet zwisała swobodnie, jakby chłopak uważał to tylko za zbędny środek bezpieczeństwo. Uśmiechał się, jakby widział w całej sytuacji coś zabawnego. Ciekawe tylko co.
Usłyszałem ciche warknięcie Speedy'ego. On i Green Arrow spotkali Renegade kilka razy, co za każdym razem kończyło się porażką "tych dobrych". Podobno dzieciak był genialny w swym fachu. Czymkolwiek fach ten był. Zastanawiam się pomiędzy najemnikiem, a zwykłym mordercą. Chociaż bardziej przekonuje mnie ta pierwsza wersja. 
Aqualand stanął obok mnie w pozycji bojowej, ściskając w dłoniach swoją broń, która w tej chwili zamieniła się w maczugi. Maczugi z wody, ale wciąż maczugi. Ciekawe na zasadzie jakiej technologii to działa...
Żaden z naszej trójki nie spuścił z oka przybysza. Zastanawiam się jak długo się tam czaił i patrzył. 
- Wybaczcie mi, że przeszkadzam, ale mój klient bardzo chce, żebyście stąd zniknęli i więcej nie wracali. - oznajmił głośno Renegade.
Jego głos też był jeszcze dziecięcy. Dzieciak w czystej postaci. Kto mu wsadził do ręki ten pistolet!?
- Nie odejdziemy stąd i dobrze o tym wiesz! - warknął Speedy.
Zobaczyłem, jak złośliwy uśmiech Renegade się rozszerza. Drgnąłem niespokojnie, kiedy dzieciak kucnął. Wciąż patrzył na nas z góry, co zaczęło mnie już poważnie denerwować. Byłoby o wiele łatwiej, gdyby stał na przeciwko nas. Brunet wzruszył lekceważąco ramionami. Dałbym głowę, że przewrócił w tej chwili oczami. Choć... w obecności Renegade lepiej ostrożnie z tego typu tekstami. Wolałbym jeszcze zatrzymać moją głowę. 
- Cóż, biorąc pod uwagę to, Speedy, że pobiłem nie tylko ciebie, ale i twojego "mentora" - zakreślił w powietrzu cudzysłów. - szanse na waszą wygraną wynoszą jakieś 6%, pozwalam wam się poddać i zjeżdżać stąd, zanim pewną trójkę pomocników spotka dziwaczny, śmiertelny wypadek w jednym z magazynów. - zachichotał cicho, jak to sobie wyobrażał. - To byłby skandal na cały kraj. - ostatnie zdanie powiedział bardziej do siebie.
Zerknąłem na ułamek sekundy na Speedy'ego. Na jego szyi pojawiła się tętniąca mocno żyłka, a pięści zaciskał tak mocno, że aż dziwne, że się jeszcze nie wykrwawił. Jestem pewien, że gdyby mógł, spaliłby Renegade wzrokiem. Nie zdziwiłbym się, gdyby rzeczywiście mu się to udało. 
- Nie ruszymy się stąd. Ty stąd znikaj, zanim skopiemy ci tyłek! - rzucił łucznik.
Renegade ponownie wzruszył ramionami, utwierdzając mnie w fakcie, że nasze życie jest dla niego warte tyle, co kilka guzików, choć to może nie być zbyt dobra metafora. Nie jestem dobry w wymyślaniu tego typu tekstów. Nie mam na to czasu.
- No dobra, skoro tak wam zależy na tych skrzyneczkach... - mruknął brunet dość głośno, byśmy to usłyszeli.
Chłopak postąpił kilka kroków do tyłu, a następnie skoczył, znikając nam z oczu. 
Uniosłem do góry brew. Jakoś nie chciało mi się wierzyć, że on tak po prostu sobie poszedł. Jednak nie miałem zamiaru narzekać. Rozluźniłem mięśnie i odwróciłem do Speedy'ego. Siedemnastolatek rozgądał się dookoła czujnie. Otrzepałem ręce. Zupełnie niepotrzebnie, ale wygląda to w miarę profesjonalnie, więc czemu by tego nie robić?
Chciałem spojrzeć na Kaldura, ale coś mnie zatrzymało, a mianowicie pięść wymierzona prosto w moją twarz. Gdzieś w okolicy mojego nosa eksplodował ból. Odrzuciło mnie odrobinę do tyłu, ale utrzymałem się na nogach. Krzyknąłem cicho, ale szybko się zamknąłem, chcąc zrobić jak najlepsze wrażenie. Chociaż to i tak nie ma teraz znaczenia, w końcu pierwszy cios jaki w ogóle został wymierzony omal mnie nie znokautował. Poczułem w ustach smak krwi. Cholera, że też można zacząć krwawić przy jednym ciosie. Na filmach wygląda to zupełnie inaczej.
Zobaczyłem, jak Speedy celuje strzałą w przeciwnika, a Aqualand też już szykuje swoją broń. Pomiędzy nimi stał Renegade. Nie mam zielonego pojęcia w jaki sposób zakradł się do mnie od tyłu, ale skoro i tak miał to w planie, to mógłby sobie oszczędzić tej całej scenki z odchodzeniem. Wiedziałem, że coś tu nie gra, ale tego się nie spodziewałem.
- Nie dajecie mi wyboru chłopaki. - rzucił brunet z uśmiechem malującym się na jego twarzy.
Ustawiłem się w pozycji do biegu, lecz uprzedziła mnie strzała Speedy'ego, która zawierała najwyraźniej zwykłą siatkę. Renegade w mgnieniu oka sięgnął po zwisającą u jego boku maczetę i przeciął siatkę zanim ta zdążyła go chociażby dotknąć. Zamrugałem, poświęcając chwilę na zastanawianie się, ja on zrobił to tak szybko. Brunet w tym czasie nie próżnował i zderzył się ostrzem maczety z dwoma mieczami Aqualanda. Łatwo stwierdzić, że miał przewagę. Żadne z nas nie chciało zrobić mu krzywdy w przeciwieństwie do niego samego. Zamierzałem do niego podbiec i po prostu wyrwać mu tę maczetę z rąk, lecz nie spodziewałem się, że jego refleks będzie tak szybki. Powiem, że nawet zbyt szybki. Normalny człowiek nie mógłby zareagować ta szybko jak on, a o ile wiem, on nie jest speedster. 
Przebiegłem obok niego i wyciągnąłem rękę w stronę uchwytu jego broni. Robiłem to już wiele razy, w końcu niektórzy ludzie nawet nie zauważają gdy zabieram im na przykład pistolet i orientują się dopiero po paru sekundach. Jednak Renegade zauważył jeszcze zanim zdążyłem cokolwiek zrobić. Podczas walki z Kaldurem odwrócił się w moją stronę i zamachnął się w moją stronę bronią. Uchyliłem się w dosłownie ostatniej chwili. Mogę przysiąc, że obciął mi kilka włosów. Wyhamowałem szybko. Życie przeleciało mi przed oczami. Ta... to był straszny moment.
Jednak nie zdążyłem się otrząsnąć, gdy musiałem uchylić się przed kolejnym atakiem. W rzeczywistości samo bieganie po polu bitwy wypada jakoś słabo. Zwłaszcza, gdy przeciwnik posiada bardzo ostrą broń. Muszę naprawdę pomyśleć nad jakąś obroną. Choć super-szybkość przydaje się w unikach. Tym akurat nie pogardzę, zwłaszcza nie w tym momencie. 
W końcu wymknąłem się z zasięgu jego maczety, a Speedy posłał w jego stronę strzałkę ze stężoną pianą. Tym razem Renegade nie zareagował, choć byłem prawie pewien, że znów w jakiś sposób zrobi zbyt szybki jak na człowieka unik. Czerwona piana przykuła jego nogi do ziemi. Aqualand zaszedł go od tyłu i założył u nelsona. Chłopak oczywiście nie puścił tej maczety i gdzieś w mojej głowie pojawił się sekundowy obraz odciętej głowy Kaldura. Jednak, zanim brunet zdołał zamachnąć się ponownie bronią, Speedy zacisnął pięść na jego nadgarstku i widząc jak się przy tym spiął, zdziwiłem się, że nie usłyszeliśmy jak łamie mu kość. 
Tak, czy inaczej Renegade został pozbawiony broni i z nogami przykutymi do ziemi. Aż nie chciało mi się wierzyć, że to się dzieje i rzeczywiście go złapaliśmy. MY złapaliśmy kogoś, kto był nieuchwytny przez ostatnie kilka lat! To zasługiwało na imprezę! Nie, coś lepszego. Powinni nas wziąć do Ligi Sprawiedliwych! Boże, powinniśmy dostać miejscówkę w Białym Domu! 
Speedy podawał Kaldurowi kajdanki, kiedy coś przyciągnęło uwagę naszej trójki, a mianowicie szybkie piski dochodzące z ziemi. Wszyscy spojrzeliśmy w dół. Wszędzie dookoła znajdowało się kilkanaście, lub może kilkadziesiąt płaskich, prawie niewidocznych przedmiotów, które w tym momencie migały na czerwono. Spojrzałem na Renegade, który nadal uśmiechał się jakby sam do siebie. Spojrzał na mnie, a jego wzrok przypominał mi trochę miażdżący BatGlare Batmana, choć nie był tak wypełniony powagą, co zwykłym rozbawieniem. 
Patrzył tak na mnie do momentu, w którym Speedy pociągnął mnie za ramię. Choć nikt nie zdążył zajść daleko, gdy wszystko pod naszymi stopami wybuchło.

Central City
14 lipca, 00:56 am.

Jęknąłem cicho, siadając na ziemi. Czułem delikatne zawroty głowy i w żołądku. Dodatkowo wydawało mi się, że zwichnąłem lewe ramię. Rozejrzałem się dookoła. Ku mojemu zdziwieniu odkryłem, że nie jestem ani na pobojowisku, które przedtem wybuchło pod moimi stopami, ani w jakiejś celi, uwięziony przez Renegade. Siedziałem na dachu jakiegoś wieżowca. Wstałem na równe nogi. Chyba miałem też skręconą kostkę. 
Byłem w Central City. To musiało być Central. Nawet wiedziałem jak trafić stąd do domu. Jednak ze skręconą kostką miało być ciężko. No i musiałem sprawdzić co z chłopakami. Wyciągnąłem komunikator. Co dziwne, nawet go nie zabrano.
Uhm... Speedy? Aqualand? Jesteście tam? Spytałem cicho.
Renegade mógł przechwycić naszą linię. Musiałem używać pseudonimów.
KF?! Gdzie jesteś? Próbuję skontaktować się z tobą od dobrych dwudziestu minut. Wszyscy się martwią! Usłyszałem w słuchawce głos Roy'a.
Cóż, to słodkie, że się martwił.
Uh... Jestem w Central. Nie wiem jakim trafem, ale jestem. Skręciłem kostkę, nie mogę biegać. Oznajmiłem.
Zostań gdzie jesteś, mamy twoją lokalizację, zaraz będziemy. I Roy się rozłączył.
Czyli niczego się nie dowiedziałem, ale przynajmniej miałem jakąś pomoc.

Central City
14 lipca, 01:35 am.

Byłem już w domu. Barry kazał mi odpocząć. Ciocia Iris też. Naprawdę bolała mnie głowa. Moje obrażenia miały zniknąć w ciągu dwudziestu czterech godzin, ale i tak czułem się jak gówno. Zdjąłem mój kostium, kiedy zauważyłem, że coś białego wystaje spod mojej rękawiczki. Zmarszczyłem brwi. Była to kartka. Niewielki świstek papieru. Było tam coś napisane. Czarnym długopisem.

To co? Do zobaczenia następnym razem Wally West.
                                                                  - Renegade


Kolejny rozdział już rozpoczęty!
R.J.

PS. Komenty!!
PPS. Dziękuję Jaga za korektę!!!!!!

20 sty 2016

RENEGADE - Rozdział 2. Renegade

Wiem... Długo mnie nie było. A miałam plan, żeby na feriach świątecznych dawać notki codziennie. Cóż, wychodzi na to, że to odrobinę trudne. Mam za dużo obowiązków. Gimnazjum i dodatkowy angielski potrafią naprawdę zmęczyć... Dodatkowo wystawiają oceny na semestr i jest dużo do roboty. No i problem z objęciem komputera. W końcu laptop jest jeden, a w moim domu cztery osoby, które potrzebują go akurat w tym samym czasie! Teraz postaram się pisać częściej, chociaż niczego nie obiecuję. Ustanowiłam sobie dzienną normę ilości napisanego tekstu i myślę, że to trochę pomoże. Ale nadal pamiętajcie, że jestem gimnazjalistką! Mam nadmiar informacji z biologii ;-;.


Uczcijmy minutą ciszy zmarłego Alana Rickmana, który w tym roku przegrał walkę z rakiem.



Oświadczenie: Nie jestem właścicielem Young Justice, ani żadnych znaków należących do DC Comics!

Metropolis
14 lipca, 00:16 am.

Renegade leżał na brzuchu, na swojej macie. Naprawdę męczyła go konieczność spania w masce. Przesypiał może trzy godziny w nocy, potem zaczynały boleć go oczy. Białe soczewki sprawiały, że czasami wydawało mu się, że obraz faluje. Oczywiście nie mógł zdjąć maski, ponieważ wielki i poważny Deathstroke - jego pan, stwierdził, że to uszkodzi jego wspomnienia. Facet był ostatnio strasznie wkurzający. Nie, że mógł mu to powiedzieć, ale bardziej niż zwykle naciskał na treningi i całą resztę tej nowej rutyny, którą mu wymyślił kilka miesięcy temu. Tia... nowa rutyna.

00:17 am.
Nastolatek westchnął. Minuty wlokły się jak godziny. Jak cholerne, długie jak diabli godziny. Z przewracania się z boku na bok tylko bardziej bolało go całe ciało. Cóż, w większości książek, które dotąd czytał, taki bezsenny moment oznaczał, że główny bohater będzie się za chwilę zastanawiał nad sensem jego istnienia. O nie był żadną postacią z książki, ale musiał przyznać, że taka powieść byłaby niezła. Jęknął cicho. Nie mógł w najbliższym czasie spodziewać się czegoś lepszego niż maty do spania. Luthor wciąż był wciekły za ucieczkę Projektu Kr. Po prostu szalał, gdy przyszedł kilka dni wcześniej podczas treningu, szukając zabawki do wyżycia. No i pierwszą rzeczą, czy może lepiej powiedzieć osobą, jaka wpadła mu w ręce był Renegade, który nie miał prawa się mu w rzeczywistości postawić lub powiedzieć o nim złego słowa. Teraz już nie bolało, więc nie mógł nawet na to narzekać. W nocy ogólnie nie miał żadnych powodów do narzekania, a to od kilku lat było jego najciekawsze zajęcie. Nie mógł narzekać otwarcie, ale wyrażał swoje zdanie w głowie i to mu wystarczyło. 
00:20 am.
W jego pokoju słychać było szeleszczenie maty pod nim i jego spokojne oddechy. Miał tam jedno okno, niewielkie, ale zawsze coś. Jedyne światło stanowiła w tej chwili świetlista łuna Metropolis. Niewielkim dodatkiem były jasne, zielone znaki zegarka elektronicznego, stojącego na podłodze obok. W końcu przestał się poruszać, zdając sobie sprawę, że to sprawia, że czuje się gorzej, niż gdyby leżał cały czas w tej samej pozycji. Poza jego oddechem, panowała teraz zupełna cisza. Więc to chyba normalne, że z trudem powstrzymał okrzyk, gdy nagle drzwi do jego pokoju trzasnęły niebezpiecznie i otworzyły się. Renegade natychmiast skoczył na równe nogi szykując się do walki. Na korytarzu było tak samo ciemno, jak w środku, lecz dzięki wpadającemu przez okno światłu, szybko rozpoznał Deathstroke'a w pełnym rynsztunku. Stanął wyprostowany.
- Renegade - rzucił pospiesznie. - Ubieraj się. Masz zadanie.
Chłopak bez słowa sięgnął po swój kostium. W ciągu kilku minut był już w prawie w pełnym stroju. Wyszedł na korytarz, zapinając pas na biodrach. Deathstroke ruszył bardzo szybkim krokiem w stronę sali szkoleniowej. Trzynastolatek ruszył za nim posłusznie. Co się w ogóle stało? Dlaczego Slade zrywa go o północy z łóżka? Szedł za mężczyzną przez niecałą minutę. Wszystkie korytarze były ciemne, ale obaj znali to piętro dość dobrze, by móc przemieszczać się po nim w nocy bez większego problemu. Brunet zauważył, że po raz kolejny nie słychać kroków żadnego z nich. On został tego nauczony już dawno temu, a jednak wciąż nie mógł się do tego przyzwyczaić. Zwłaszcza, że wolał wiedzieć, czy ktoś za nim idzie, czy nie. 
- Masz zlecenie - zaczął niespodziewanie Deathstroke. Renegade aż się wzdrygnął, słysząc jego głęboki głos. - W Star City znajduje się ważny magazyn. Zarejestrowano tam czyjąś obecność. Masz pozbyć się intruzów - oznajmił, otwierając zamaszyście drzwi do sali treningowej.
Jego uczeń wszedł za nim do środka, odrobinę zdezorientowany. Przełknął ślinę.
- Wybacz mistrzu, ale to niemożliwe, żebym w tak krótkim czasie dostał się do Star City - oznajmił niepewnie.
Slade zatrzymał się i spojrzał na niego. Widział, jak nastolatek staje się opanować uczucie strachu. Uśmiechnął się delikatnie. Renegade zobaczył błysk w jego piwnym oku.
- Masz rację, przeniesienie się do Star City normalną drogą trwałoby zbyt długo - rzucił niewielki przedmiot w ręce swojego ucznia.
Brunet obejrzał go z zaciekawieniem. Była to mała, kwadratowa kostka, niewiele większa od tych, jakimi posługuje się podczas grania w gry planszowe. Miała kolor niebieski. Z jednego z jej boków wystawała cienka antenka, a w innym znajdowało się coś w rodzaju wizjera. 
- To jest przenośna wersja tuby BOOM'u - wyjaśnił Deathstroke. - Prototyp - dodał jednak po chwili.
Renegade jęknął w duchu. Mógł się założyć, że każą mu to wypróbować. Korzystał z tub BOOM'u kilka razy, ale potrzebowały wiele energii, więc stosowano je tylko przy nagłych przypadkach. Było to coś w rodzaju teleportera. Jednak działała na zasadzie przenoszenia cząsteczek poprzez specjalne stacje. Jeśli takiej stacji nie było, cząsteczki nie miały sposobu by się przemieszczać i tuby BOOM'u wypluwały pechowego pasażera w dowolnym miejscu. Kiedyś, zamiast do Nowego Jorku, trafił do Central City. Przypadkowo wpadł na stojącego przy wylocie tub BOOM'u Kapitana Cold'a. To był pierwszy raz, kiedy spotkał się z Flashem. Miał wtedy może dziesięć lat. 
Zacisnął przedmiot w dłoni. Był twardy. Nawet antenki nie można było złamać
- Zwyczajne tubu BOOM'u z niewiadomych przyczyn nie odbierają sygnałów ze Star City, dlatego wysyłam cię za pomocą prototypu. Faza testów miała rozpocząć się dopiero za dwa tygodnie. Jednak zważając na okoliczności, będziesz musiał to sam wypróbować - oznajmił Slade.
Po otrzymaniu szybkich instrukcji chłopak odsunął się trochę na bok, nie będąc pewien, czy jeśli będzie stał obok Deathstroke'a, jego mistrz też nie zostanie teleportowany.
- Port Star City, magazyn nr 72 - oznajmił.
Zacisnął powieki, pamiętając, że tuby BOOM'u zawsze strasznie rażą w oczy. Były po prostu zbyt jasne. Poczuł jak wokół skacze ciśnienie,a następnie coś ciągnie go w dół, jakby grawitacja zaczęła przyciągać dwa razy mocniej niż zwykle. To wszystko trwało nie więcej niż sekundę. Chłopak otworzył oczy, czując, że powoli wszystko wraca do normy. Rozejrzał się. Stał na ustawionych jedna na drugiej drewnianych skrzyniach. Był dość wysoko, by zobaczyć wszystko dookoła. Niebo czarne, kilka gwiazd, księżyc świeci, świeże powietrze... Można by zapytać "czego chcieć więcej?", ale to akurat wiadomo. Przydałby się dzień wolny od pracy. Sobota, albo niedziela bez treningów i zleceń i może jeszcze jakaś poduszka w zestawie z jego matą do spania. 
Powstrzymał ziewnięcie. Genialnie, po prostu wspaniale! Nie mógł spać, kiedy miał okazję, a skoro jest teraz na misji i powinien być czujny przez cały czas, zaczyna być śpiący. Przyjrzał się uważniej otoczeniu. Stał na skrzyniach, obok jakiegoś magazynu. Przyłożył dłoń do prawego ucha w którym miał słuchawkę.
- Mistrzu, to działa. Jestem na miejscu - oznajmił cicho.
- Dobrze wiedzieć, że wciąż żyjesz uczniu - otrzymał szybką odpowiedź. - Teraz zajmij się zadaniem.
Deathstroke się rozłączył. Brunet spojrzał na najbliższy magazyn. Budynek był oznaczony numerem 72, ale chłopak nie musiał nawet wchodzić do środka. Na zewnątrz już rozgrywała się akcja i wyglądało na to, że nikt się w tym momencie nie interesuje ładunkiem. Renegade widział, jak trójka pomocników walczy z jakimś niewielkim gangiem. Widział mężczyznę, najwyraźniej szefa, który "usiłował" walczyć ze Speedy'm. W rzeczywistości obrywał tylko strzałami. Nie znał gościa. Nie miał czasu ani chęci na poznawanie imion wszystkich "przestępców" na świecie. Nie znał nawet większości z Metropolis. Nastolatek zauważył, że na kilku metalowych skrzyniach, leżących na ziemi, na polu walki ma namalowany numer 72, oraz jakiś dziwaczny symbol. Nie wnikał. Według danych, te skrzynie powinny znajdować się we wnętrzu magazynu. Miał się nimi zająć później.
Zobaczył, jak Speedy strzela w szefa tamtego gangu ładunkiem ze stężoną pianą. Facet został uwięziony w czerwonej substancji w ciągu kilku sekund. Renegade westchnął cicho. Patrzył jak reszta ludzi zostaje powalona na ziemię. Zeskoczył, pozwalając zobaczyć się swoim przeciwnikom. Skoro mieli walczyć, to niech chociaż wiedzą z kim. Oczy, stojącego najbliżej Kid Flasha momentalnie się rozszerzyły. Brunet posłał mu figlarny uśmiech. 
- Renegade.

JESSSSSST! WRESZCIE! NAPISANY!!! 
Cóż, to jeszcze nie koniec. Po prostu miałam mały zastój i problemy z czcionką. Napisałam ten rozdział prawie tydzień temu. ;-;

Otrzymałam prośbę na Facebooku o reklamę bloga. Blog dopiero startuje, istnieje od kilku dni. Mam nadzieję, że się spodoba, ponieważ maczałam palce w poradach co do jego prowadzenia. 

oto link: http://merlifeee.blogspot.com
Zapraszam. 
Nowy rozdział pojawi się gdy wreszcie będzie pusty dom.

Dziękuję Jagodzie za korektę ;*.

Pozdrawiam
R.J.

PS. Jeśli znajdziesz jakiś błąd, proszę o informację.
PPS. Proszę o komentarze!

1 sty 2016

Wszystkiego najlepszego z okazji 2016 roku!

Wszystkiego najlepszego w NOWYM ROKU!
Tak, to 2016. Nie mogę powiedzieć, że szybko mi zleciał. Teraz jestem u koleżanki, kończąc ten rok z przyjaciółmi, a nie rodziną, choć jestem pewna, że zachowujemy ze sobą jako taki duchowy kontakt.
Moje postanowienia?
1. Zaoszczędzić wreszcie trochę kasy.
2. Zdać do następnej klasy.
3. Zostać z tym blogiem jak najdłużej.
Życzę wam wszystkiego naljepszego w NOWYM ROKU 2016. Żeby wasze postanowienia noworoczne się spełniły.
Życzę wam udanych ferii, dużo hajsu, mnóstwa przyjaciół, fajnych najbliższych tegorocznych urodzin, zdrowia i całej reszty tej masy życzeń, których tu nie napiszę. Oczywiście życzę także, żebyście czytali mojego bloga. ;)
R.J. - 2016


PS. Nowa notka pojawi się już wkrótce.
PPS. Wyraźcie swoje zdanie na temat bloga w komentarzu.