Podoba wam się wygląd bloga? Wszystko zrobiłam sama i nieźle się namęczyłam, więc mam nadzieję, że jest dobrze.
Oświadczenie: Nie jestem właścicielem Young Justice, ani żadnych znaków należących do DC!
Star City
14 lipca, 00:29 am.
Dobra, nie wiem, czy dzisiejszy dzień powinienem w ogóle zapisać w kalendarzu. Między innymi dlatego, że właśnie stoję na przeciwko nastoletniego mordercy, który pewnie teraz zastanawia się, czy powiesić moją skórę na ścianie, czy zrobić z niej dywanik. Mam nadzieję, że jednak to przeżyję i w jakiś sposób uda mi się dorwać do kalendarza. Tak, jeśli dzisiaj ujdę z życiem, to chyba rzeczywiście trzeba to sobie zapisać.
Oświadczenie: Nie jestem właścicielem Young Justice, ani żadnych znaków należących do DC!
Star City
14 lipca, 00:29 am.
Dobra, nie wiem, czy dzisiejszy dzień powinienem w ogóle zapisać w kalendarzu. Między innymi dlatego, że właśnie stoję na przeciwko nastoletniego mordercy, który pewnie teraz zastanawia się, czy powiesić moją skórę na ścianie, czy zrobić z niej dywanik. Mam nadzieję, że jednak to przeżyję i w jakiś sposób uda mi się dorwać do kalendarza. Tak, jeśli dzisiaj ujdę z życiem, to chyba rzeczywiście trzeba to sobie zapisać.
Chociaż, może to "jeśli przeżyję" jest trochę przesadzone. Najpewniej dlatego, że chłopak, dzierżący w swojej ręce pistolet był ode mnie o głowę niższy i wyglądał na jakieś dwanaście lat. Nie widziałem u niego jakichś wielkich mięśni, którymi mógłby mnie pokonać. Najbardziej niepokoił mnie jednak wspomniany już pistolet i zwisająca u jego boku maczeta. Skąd w ogóle takie dziecko wzięło maczetę i pistolet, pytam się!
Słyszałem, że Renegade jest w fachu od kilku lat. Chociaż ciężko mi wyobrazić sobie dziewięciolatka, biegającego po mieście i mordującego napotkanych po drodze ludzi.
Miał zupełnie czarne włosy i czarno-czerwony kostium z długimi rękawami. Na jego klatce piersiowej z lewej strony widniał symbol "X", cokolwiek to znaczyło. Jego oczy zasłaniała czarna maska z białymi soczewkami, zaostrzona u góry. Jego pas miał metaliczny kolor, a buty wyglądały na miękkie, trochę jak skarpety, ale od razu zauważyłem ich funkcjonalność. Dodatkowo były podbite czymś twardym, czego nie rozpoznawałem. Miał też grube, czarne rękawice sięgające do łokci. No, nie powiem, sam kostium wyglądał genialnie. Mniej podobało mi się to, że oglądam go na samym jego właścicielu i to w takich okolicznościach.
Renegade trzymał lewą dłoń na biodrze, jego druga, tak która trzymała pistolet zwisała swobodnie, jakby chłopak uważał to tylko za zbędny środek bezpieczeństwo. Uśmiechał się, jakby widział w całej sytuacji coś zabawnego. Ciekawe tylko co.
Usłyszałem ciche warknięcie Speedy'ego. On i Green Arrow spotkali Renegade kilka razy, co za każdym razem kończyło się porażką "tych dobrych". Podobno dzieciak był genialny w swym fachu. Czymkolwiek fach ten był. Zastanawiam się pomiędzy najemnikiem, a zwykłym mordercą. Chociaż bardziej przekonuje mnie ta pierwsza wersja.
Aqualand stanął obok mnie w pozycji bojowej, ściskając w dłoniach swoją broń, która w tej chwili zamieniła się w maczugi. Maczugi z wody, ale wciąż maczugi. Ciekawe na zasadzie jakiej technologii to działa...
Żaden z naszej trójki nie spuścił z oka przybysza. Zastanawiam się jak długo się tam czaił i patrzył.
- Wybaczcie mi, że przeszkadzam, ale mój klient bardzo chce, żebyście stąd zniknęli i więcej nie wracali. - oznajmił głośno Renegade.
Jego głos też był jeszcze dziecięcy. Dzieciak w czystej postaci. Kto mu wsadził do ręki ten pistolet!?
- Nie odejdziemy stąd i dobrze o tym wiesz! - warknął Speedy.
Zobaczyłem, jak złośliwy uśmiech Renegade się rozszerza. Drgnąłem niespokojnie, kiedy dzieciak kucnął. Wciąż patrzył na nas z góry, co zaczęło mnie już poważnie denerwować. Byłoby o wiele łatwiej, gdyby stał na przeciwko nas. Brunet wzruszył lekceważąco ramionami. Dałbym głowę, że przewrócił w tej chwili oczami. Choć... w obecności Renegade lepiej ostrożnie z tego typu tekstami. Wolałbym jeszcze zatrzymać moją głowę.
- Cóż, biorąc pod uwagę to, Speedy, że pobiłem nie tylko ciebie, ale i twojego "mentora" - zakreślił w powietrzu cudzysłów. - szanse na waszą wygraną wynoszą jakieś 6%, pozwalam wam się poddać i zjeżdżać stąd, zanim pewną trójkę pomocników spotka dziwaczny, śmiertelny wypadek w jednym z magazynów. - zachichotał cicho, jak to sobie wyobrażał. - To byłby skandal na cały kraj. - ostatnie zdanie powiedział bardziej do siebie.
Zerknąłem na ułamek sekundy na Speedy'ego. Na jego szyi pojawiła się tętniąca mocno żyłka, a pięści zaciskał tak mocno, że aż dziwne, że się jeszcze nie wykrwawił. Jestem pewien, że gdyby mógł, spaliłby Renegade wzrokiem. Nie zdziwiłbym się, gdyby rzeczywiście mu się to udało.
- Nie ruszymy się stąd. Ty stąd znikaj, zanim skopiemy ci tyłek! - rzucił łucznik.
Renegade ponownie wzruszył ramionami, utwierdzając mnie w fakcie, że nasze życie jest dla niego warte tyle, co kilka guzików, choć to może nie być zbyt dobra metafora. Nie jestem dobry w wymyślaniu tego typu tekstów. Nie mam na to czasu.
- No dobra, skoro tak wam zależy na tych skrzyneczkach... - mruknął brunet dość głośno, byśmy to usłyszeli.
Chłopak postąpił kilka kroków do tyłu, a następnie skoczył, znikając nam z oczu.
Uniosłem do góry brew. Jakoś nie chciało mi się wierzyć, że on tak po prostu sobie poszedł. Jednak nie miałem zamiaru narzekać. Rozluźniłem mięśnie i odwróciłem do Speedy'ego. Siedemnastolatek rozgądał się dookoła czujnie. Otrzepałem ręce. Zupełnie niepotrzebnie, ale wygląda to w miarę profesjonalnie, więc czemu by tego nie robić?
Chciałem spojrzeć na Kaldura, ale coś mnie zatrzymało, a mianowicie pięść wymierzona prosto w moją twarz. Gdzieś w okolicy mojego nosa eksplodował ból. Odrzuciło mnie odrobinę do tyłu, ale utrzymałem się na nogach. Krzyknąłem cicho, ale szybko się zamknąłem, chcąc zrobić jak najlepsze wrażenie. Chociaż to i tak nie ma teraz znaczenia, w końcu pierwszy cios jaki w ogóle został wymierzony omal mnie nie znokautował. Poczułem w ustach smak krwi. Cholera, że też można zacząć krwawić przy jednym ciosie. Na filmach wygląda to zupełnie inaczej.
Zobaczyłem, jak Speedy celuje strzałą w przeciwnika, a Aqualand też już szykuje swoją broń. Pomiędzy nimi stał Renegade. Nie mam zielonego pojęcia w jaki sposób zakradł się do mnie od tyłu, ale skoro i tak miał to w planie, to mógłby sobie oszczędzić tej całej scenki z odchodzeniem. Wiedziałem, że coś tu nie gra, ale tego się nie spodziewałem.
- Nie dajecie mi wyboru chłopaki. - rzucił brunet z uśmiechem malującym się na jego twarzy.
Ustawiłem się w pozycji do biegu, lecz uprzedziła mnie strzała Speedy'ego, która zawierała najwyraźniej zwykłą siatkę. Renegade w mgnieniu oka sięgnął po zwisającą u jego boku maczetę i przeciął siatkę zanim ta zdążyła go chociażby dotknąć. Zamrugałem, poświęcając chwilę na zastanawianie się, ja on zrobił to tak szybko. Brunet w tym czasie nie próżnował i zderzył się ostrzem maczety z dwoma mieczami Aqualanda. Łatwo stwierdzić, że miał przewagę. Żadne z nas nie chciało zrobić mu krzywdy w przeciwieństwie do niego samego. Zamierzałem do niego podbiec i po prostu wyrwać mu tę maczetę z rąk, lecz nie spodziewałem się, że jego refleks będzie tak szybki. Powiem, że nawet zbyt szybki. Normalny człowiek nie mógłby zareagować ta szybko jak on, a o ile wiem, on nie jest speedster.
Przebiegłem obok niego i wyciągnąłem rękę w stronę uchwytu jego broni. Robiłem to już wiele razy, w końcu niektórzy ludzie nawet nie zauważają gdy zabieram im na przykład pistolet i orientują się dopiero po paru sekundach. Jednak Renegade zauważył jeszcze zanim zdążyłem cokolwiek zrobić. Podczas walki z Kaldurem odwrócił się w moją stronę i zamachnął się w moją stronę bronią. Uchyliłem się w dosłownie ostatniej chwili. Mogę przysiąc, że obciął mi kilka włosów. Wyhamowałem szybko. Życie przeleciało mi przed oczami. Ta... to był straszny moment.
Jednak nie zdążyłem się otrząsnąć, gdy musiałem uchylić się przed kolejnym atakiem. W rzeczywistości samo bieganie po polu bitwy wypada jakoś słabo. Zwłaszcza, gdy przeciwnik posiada bardzo ostrą broń. Muszę naprawdę pomyśleć nad jakąś obroną. Choć super-szybkość przydaje się w unikach. Tym akurat nie pogardzę, zwłaszcza nie w tym momencie.
W końcu wymknąłem się z zasięgu jego maczety, a Speedy posłał w jego stronę strzałkę ze stężoną pianą. Tym razem Renegade nie zareagował, choć byłem prawie pewien, że znów w jakiś sposób zrobi zbyt szybki jak na człowieka unik. Czerwona piana przykuła jego nogi do ziemi. Aqualand zaszedł go od tyłu i założył u nelsona. Chłopak oczywiście nie puścił tej maczety i gdzieś w mojej głowie pojawił się sekundowy obraz odciętej głowy Kaldura. Jednak, zanim brunet zdołał zamachnąć się ponownie bronią, Speedy zacisnął pięść na jego nadgarstku i widząc jak się przy tym spiął, zdziwiłem się, że nie usłyszeliśmy jak łamie mu kość.
Tak, czy inaczej Renegade został pozbawiony broni i z nogami przykutymi do ziemi. Aż nie chciało mi się wierzyć, że to się dzieje i rzeczywiście go złapaliśmy. MY złapaliśmy kogoś, kto był nieuchwytny przez ostatnie kilka lat! To zasługiwało na imprezę! Nie, coś lepszego. Powinni nas wziąć do Ligi Sprawiedliwych! Boże, powinniśmy dostać miejscówkę w Białym Domu!
Speedy podawał Kaldurowi kajdanki, kiedy coś przyciągnęło uwagę naszej trójki, a mianowicie szybkie piski dochodzące z ziemi. Wszyscy spojrzeliśmy w dół. Wszędzie dookoła znajdowało się kilkanaście, lub może kilkadziesiąt płaskich, prawie niewidocznych przedmiotów, które w tym momencie migały na czerwono. Spojrzałem na Renegade, który nadal uśmiechał się jakby sam do siebie. Spojrzał na mnie, a jego wzrok przypominał mi trochę miażdżący BatGlare Batmana, choć nie był tak wypełniony powagą, co zwykłym rozbawieniem.
Patrzył tak na mnie do momentu, w którym Speedy pociągnął mnie za ramię. Choć nikt nie zdążył zajść daleko, gdy wszystko pod naszymi stopami wybuchło.
Central City
14 lipca, 00:56 am.
Jęknąłem cicho, siadając na ziemi. Czułem delikatne zawroty głowy i w żołądku. Dodatkowo wydawało mi się, że zwichnąłem lewe ramię. Rozejrzałem się dookoła. Ku mojemu zdziwieniu odkryłem, że nie jestem ani na pobojowisku, które przedtem wybuchło pod moimi stopami, ani w jakiejś celi, uwięziony przez Renegade. Siedziałem na dachu jakiegoś wieżowca. Wstałem na równe nogi. Chyba miałem też skręconą kostkę.
Byłem w Central City. To musiało być Central. Nawet wiedziałem jak trafić stąd do domu. Jednak ze skręconą kostką miało być ciężko. No i musiałem sprawdzić co z chłopakami. Wyciągnąłem komunikator. Co dziwne, nawet go nie zabrano.
Uhm... Speedy? Aqualand? Jesteście tam? Spytałem cicho.
Renegade mógł przechwycić naszą linię. Musiałem używać pseudonimów.
KF?! Gdzie jesteś? Próbuję skontaktować się z tobą od dobrych dwudziestu minut. Wszyscy się martwią! Usłyszałem w słuchawce głos Roy'a.
Cóż, to słodkie, że się martwił.
Uh... Jestem w Central. Nie wiem jakim trafem, ale jestem. Skręciłem kostkę, nie mogę biegać. Oznajmiłem.
Zostań gdzie jesteś, mamy twoją lokalizację, zaraz będziemy. I Roy się rozłączył.
Czyli niczego się nie dowiedziałem, ale przynajmniej miałem jakąś pomoc.
Central City
14 lipca, 01:35 am.
Byłem już w domu. Barry kazał mi odpocząć. Ciocia Iris też. Naprawdę bolała mnie głowa. Moje obrażenia miały zniknąć w ciągu dwudziestu czterech godzin, ale i tak czułem się jak gówno. Zdjąłem mój kostium, kiedy zauważyłem, że coś białego wystaje spod mojej rękawiczki. Zmarszczyłem brwi. Była to kartka. Niewielki świstek papieru. Było tam coś napisane. Czarnym długopisem.
To co? Do zobaczenia następnym razem Wally West.
- Renegade
Przebiegłem obok niego i wyciągnąłem rękę w stronę uchwytu jego broni. Robiłem to już wiele razy, w końcu niektórzy ludzie nawet nie zauważają gdy zabieram im na przykład pistolet i orientują się dopiero po paru sekundach. Jednak Renegade zauważył jeszcze zanim zdążyłem cokolwiek zrobić. Podczas walki z Kaldurem odwrócił się w moją stronę i zamachnął się w moją stronę bronią. Uchyliłem się w dosłownie ostatniej chwili. Mogę przysiąc, że obciął mi kilka włosów. Wyhamowałem szybko. Życie przeleciało mi przed oczami. Ta... to był straszny moment.
Jednak nie zdążyłem się otrząsnąć, gdy musiałem uchylić się przed kolejnym atakiem. W rzeczywistości samo bieganie po polu bitwy wypada jakoś słabo. Zwłaszcza, gdy przeciwnik posiada bardzo ostrą broń. Muszę naprawdę pomyśleć nad jakąś obroną. Choć super-szybkość przydaje się w unikach. Tym akurat nie pogardzę, zwłaszcza nie w tym momencie.
W końcu wymknąłem się z zasięgu jego maczety, a Speedy posłał w jego stronę strzałkę ze stężoną pianą. Tym razem Renegade nie zareagował, choć byłem prawie pewien, że znów w jakiś sposób zrobi zbyt szybki jak na człowieka unik. Czerwona piana przykuła jego nogi do ziemi. Aqualand zaszedł go od tyłu i założył u nelsona. Chłopak oczywiście nie puścił tej maczety i gdzieś w mojej głowie pojawił się sekundowy obraz odciętej głowy Kaldura. Jednak, zanim brunet zdołał zamachnąć się ponownie bronią, Speedy zacisnął pięść na jego nadgarstku i widząc jak się przy tym spiął, zdziwiłem się, że nie usłyszeliśmy jak łamie mu kość.
Tak, czy inaczej Renegade został pozbawiony broni i z nogami przykutymi do ziemi. Aż nie chciało mi się wierzyć, że to się dzieje i rzeczywiście go złapaliśmy. MY złapaliśmy kogoś, kto był nieuchwytny przez ostatnie kilka lat! To zasługiwało na imprezę! Nie, coś lepszego. Powinni nas wziąć do Ligi Sprawiedliwych! Boże, powinniśmy dostać miejscówkę w Białym Domu!
Speedy podawał Kaldurowi kajdanki, kiedy coś przyciągnęło uwagę naszej trójki, a mianowicie szybkie piski dochodzące z ziemi. Wszyscy spojrzeliśmy w dół. Wszędzie dookoła znajdowało się kilkanaście, lub może kilkadziesiąt płaskich, prawie niewidocznych przedmiotów, które w tym momencie migały na czerwono. Spojrzałem na Renegade, który nadal uśmiechał się jakby sam do siebie. Spojrzał na mnie, a jego wzrok przypominał mi trochę miażdżący BatGlare Batmana, choć nie był tak wypełniony powagą, co zwykłym rozbawieniem.
Patrzył tak na mnie do momentu, w którym Speedy pociągnął mnie za ramię. Choć nikt nie zdążył zajść daleko, gdy wszystko pod naszymi stopami wybuchło.
Central City
14 lipca, 00:56 am.
Jęknąłem cicho, siadając na ziemi. Czułem delikatne zawroty głowy i w żołądku. Dodatkowo wydawało mi się, że zwichnąłem lewe ramię. Rozejrzałem się dookoła. Ku mojemu zdziwieniu odkryłem, że nie jestem ani na pobojowisku, które przedtem wybuchło pod moimi stopami, ani w jakiejś celi, uwięziony przez Renegade. Siedziałem na dachu jakiegoś wieżowca. Wstałem na równe nogi. Chyba miałem też skręconą kostkę.
Byłem w Central City. To musiało być Central. Nawet wiedziałem jak trafić stąd do domu. Jednak ze skręconą kostką miało być ciężko. No i musiałem sprawdzić co z chłopakami. Wyciągnąłem komunikator. Co dziwne, nawet go nie zabrano.
Uhm... Speedy? Aqualand? Jesteście tam? Spytałem cicho.
Renegade mógł przechwycić naszą linię. Musiałem używać pseudonimów.
KF?! Gdzie jesteś? Próbuję skontaktować się z tobą od dobrych dwudziestu minut. Wszyscy się martwią! Usłyszałem w słuchawce głos Roy'a.
Cóż, to słodkie, że się martwił.
Uh... Jestem w Central. Nie wiem jakim trafem, ale jestem. Skręciłem kostkę, nie mogę biegać. Oznajmiłem.
Zostań gdzie jesteś, mamy twoją lokalizację, zaraz będziemy. I Roy się rozłączył.
Czyli niczego się nie dowiedziałem, ale przynajmniej miałem jakąś pomoc.
Central City
14 lipca, 01:35 am.
Byłem już w domu. Barry kazał mi odpocząć. Ciocia Iris też. Naprawdę bolała mnie głowa. Moje obrażenia miały zniknąć w ciągu dwudziestu czterech godzin, ale i tak czułem się jak gówno. Zdjąłem mój kostium, kiedy zauważyłem, że coś białego wystaje spod mojej rękawiczki. Zmarszczyłem brwi. Była to kartka. Niewielki świstek papieru. Było tam coś napisane. Czarnym długopisem.
To co? Do zobaczenia następnym razem Wally West.
- Renegade
Kolejny rozdział już rozpoczęty!
R.J.
PS. Komenty!!
PPS. Dziękuję Jaga za korektę!!!!!!
PPS. Dziękuję Jaga za korektę!!!!!!