Uwaga! To jest Internet. Jeśli uważasz, że można zrobić to lepiej, chętnie przyjmę wszelką pomoc.
Oświadczenie: Nie jestem właścicielem Young Justice, ani żadnych znaków należących do DC Comics!
12 lipca, 2:15 am.
Skrzywiłem się, słysząc syreny
policyjne. Wiedziałem, że to nie za mną lecz nadal były to gliny, prawda?
Szczerze mówiąc, nienawidzę Gotham. Wszyscy twierdzą, że żeby być jakimś
naprawdę niebezpiecznym kryminalistą, trzeba działać właśnie tutaj. Ja, byłem
tu zaledwie kilka razy. Za każdym razem na misji. Podobno działanie w tym
mieście jest niebezpieczne z powodu stróżującego tu Batmana. Ja tam nigdy go
nie spotkałem. Zastanawiające tylko, jak on może patrolować to miasto, skoro on
jest tylko jeden, a w całym Gotham co chwilę zdarza się jakiś rabunek, czy
morderstwo. Ja sam, musiałbym mieć niesłychanego pecha, by się na niego
natknąć. Zwłaszcza, że poznałem trasę jego patrolu. Facet naprawdę powinien
pomyśleć nad swoją przewidywalnością. W tym dokładnie momencie, był na drugim
końcu miasta. Szanse, że zorientuje się co się dzieje i zjawi się tu w ciągu
kilku minut wynosiły zero.
Z tego co wiedziałem, miałem złożyć wizytę niejakiemu Fiasco Raze. Szef mafii. Ostatnio ze swoim "gangiem", próbował przeprowadzić zamach na mojego klienta. Nic dziwnego, że chce się go pozbyć. Nie wiem jakim cudem policja go jeszcze nie dorwała. Cóż, więcej zabawy dla mnie.
Nie mam pojęcia dlaczego mafiozo taki jak on, mieszka w takim małym, obskurnym mieszkanku na obrzeżach tak wielkiego miasta, lecz nie będę narzekać. Sprawdziłem cały teren. Żadnych zabezpieczeń, strażników, czy chociażby alarmów. Wszystkie światła były zgaszone. W oknach były rolety, przez co nie mogłem rozejrzeć się bez wejścia do środka. Prychnąłem, otwierając jedno z okien. To było zbyt łatwe. Znajdowałem się teraz w łazience. Strasznie ciasnej łazience. Wszystko było ustawione w sposób, by utrudnić człowiekowi poruszanie się po pomieszczeniu. Gdy wyszedłem na korytarz, podążyłem w stronę najbliższych drzwi, od razu natrafiając na sypialnię. Poważnie? Zabić gościa we śnie każdy może. Jednak nie mam zamiaru utrudniać sobie roboty. Wyciągnąłem pistolet, na chwilę spuszczając śpiącego Fiasco z oczu. Poczułem mrowienie. Coś było nie tak. Podskoczyłem, gdy w całkowitej ciszy rozległ się trzask. Sekundę później widziałem Raze, siedzącego na swoim łóżku z bronią wycelowaną w moją stronę. Na chwilę zamarliśmy obaj, celując w siebie nawzajem.
- Witam Renegade - mężczyzna posłał mi złośliwy uśmieszek.
Przewróciłem oczami za maską. Zaczyna się monolog czarnego charakteru. Mogłem się tego spodziewać. Teraz zacznie opowiadać mi o tym, że mieliśmy kapusia z jego mafii, on mnie teraz będzie próbował zabić, przy okazji mówiąc jakieś przygotowane wcześniej złowieszcze powiedzonko. Już nieraz to przerabiałem. Teraz to trochę męczące.
- Zapewne zastanawiasz się co tu zaszło - powiedział.
Mentalnie jęknąłem. Chciałem już zabić gościa. Był nudny. Mógł przynajmniej zaplanować sobie coś ciekawego. Już jakiś wstęp by się przydał. Poza tym, tu jeszcze nic nie zaszło. Zaraz zajdzie, kiedy on tylko odwróci wzrok.
- Sądzę, że przysłano cię tu w sprawie mojego ostatniego zamachu. Lex Luthor pewnie bardzo nalegał abyś to ty załatwił sprawę. Jednak nikt nie wiedział, że mam w LexCorp swojego człowieka...
Całej reszty nie słuchałem. Nadal obaj staliśmy wymierzając w siebie. Powiem tylko tyle: ten monolog to najnudniejsza rzecz jaka mnie w życiu spotkała. A byłem świadkiem już wielu podobnych scen. Nie mam pojęcia jak długo tam staliśmy, ale w końcu poczułem, że muszę się stąd zmyć, zanim zejdę z nudów.
Pożegnaj się ładnie Raze, bo twoimi ostatnimi słowami będzie nudne "bla, bla, bla...". Wiedziałem, że teraz się rozgadał. Bez słowa, czy nawet mrugnięcia okiem strzeliłem. Za coś takiego powinienem dostać nagrodę. Właśnie pozbawiłem świat kolejnej nudnej osoby. Fiasco zanim się obejrzał, leżał na podłodze w kałuży własnej krwi. Przestępczość dzisiaj nic nie znaczy. Banda pewnych siebie dupków, myślących, że załatwią ucznia Deathstroke'a, tak po prostu strzelając do niego z pistoletu. Pokręciłem głową i zawróciłem. Musi być jakiś łup, prawda? Przeszukanie salonu zajęło mi pięć minut. Znajdował się tam mały sejf na zamek cyfrowy. Złamałem kod w ciągu trzech minut. Nie wiem dlaczego Raze mieszkał w takiej ruderze, skoro stać go było na porządny apartament w centrum. Zabrałem tylko tyle ile zmieściło mi się w kieszeni pasa.
To naprawdę było zbyt łatwe. W dzisiejszym świecie nie ma porządnych wyzwań dla szanującego się najemnika. Chyba można mnie już nazwać najemnikiem, prawda? Nie jestem jeszcze pełnoletni, ale skoro jestem uczniem najemnika i mogę odbierać własne zamówienia, to jestem nim, prawda? Pieniądze z tego nie idą, co prawda ,do mnie tylko do Deathstroke'a. Przynajmniej nie muszę chodzić do "szkoły".
- Wykonałeś zadanie? - usłyszałem głos w słuchawce.
Szybko potwierdziłem. Odetchnąłem z ulgą słysząc odpowiedź:
- Doskonale. Helikopter czeka na ciebie na dachu Wayne Enterprises. Postaraj się nie zwracać na siebie uwagi.
Z małym uśmieszkiem malującym się na ustach, podążyłem w stronę Zakładów Wayne'a. Nie lubię gościa. Bruce Wayne pojawia się w co drugiej transmisji wiadomości robiąc "coś dobrego", od balów charytatywnych, po zwykłe zbiórki. Nie wiem jak ludzie mogą się na to nabierać. Mogę się założyć, że ten Wayne ma dość brudnych sekretów, by nie móc spać po nocach.
Podobało się? Napisz komentarz! Komentarze bardzo motywują.
Podziękowanie dla Jagody, która poprawiła ten tekst.
;*
Podobało się? Napisz komentarz! Komentarze bardzo motywują.
Podziękowanie dla Jagody, która poprawiła ten tekst.
;*
R.J.
PS. Jeśli masz jakieś propozycje dotyczące wyglądu bloga, daj mi znać.